Dianna
Życie pieprzy nas po równo. Mówienie, że mam gorzej nie posiada najmniejszego sensu. Tak naprawdę nie wiesz, przez co przeszła druga osoba. Może i miała łatwiejsze życie, ale niekoniecznie bez problemów.
Siedziałam w salonie własnego mieszkania okryta kocem. W dłoniach trzymałam kubek parującej herbaty, a dookoła walały się sterty zużytych chusteczek higienicznych. Nigdy nie czułam się równie okropnie. Strata przyjaciela dostarcza więcej bólu niż zakończony związek, patrzenie na ukochaną osobę z kimś innym. Po moich policzkach bezustannie spływały słone łzy. Nic nie mogłam z tym zrobić. Może nawet nie chciałam. I tak znalazłyby ujście, jak nie wtedy, to później.
Patrzyłam przed siebie wspominając chwile spędzone z Sergim. Dlaczego się nie zorientowałam? Czemu nie zauważyłam, że oczekuje czegoś więcej? Moja podświadomość z każdą sekundą tworzyła coraz to dziwniejsze obrazy. Widziałam nas jako parę, zadowolone małżeństwo robiące sobie zdjęcie na Camp Nou po zdobyciu Mistrzostwa Hiszpanii przez Barcelonę. Później doszedł do tego maleńki chłopiec w trykocie blaugrany. Delikatnie się uśmiechnęłam myśląc o synu Roberto. Zdecydowanie będzie wspaniałym ojcem, miał na to idealne zadatki. Pytanie tylko, kto zostanie matką jego dziecka. Czy ta rola została wyznaczona na mnie. Czy w ogóle tego chciałam.
- On nie jest wart twoich łez skarbie - mruknęła Isabel mocniej przyciskając moje ciało ramionami.
Zdecydowanie nie zgadzałam się z tym zdaniem. To ja nie byłam warta miłości, którą mnie obdarzał. Nie zasługiwałam na nią.
Potrząsnęłam głową zaciskając powieki. Chciałam mieć wreszcie wszystko za sobą. Ale to nie takie łatwe.
Chwilę później otworzyłam oczy i momentalnie, niemal automatycznie spojrzałam w okno na zachodzące słońce. Wydawało się takie promienne, jakby dawało radość wszystkim wpatrującym się w nie osobą. Tylko nie mnie. Ja czułam się nieszczęśliwa. Zbyt wyraźnie widziałam, iż wina leży po mojej stronie. I nic nie było w stanie ukoić tego cholernego cierpienia po stracie. Bo takich ludzi nie da się pocieszyć, oni zwyczajnie muszą przepłakać swoje. Wyboleć, by później zakosztować szczęścia. Kiedy tracimy prawdziwego przyjaciela, tracimy także wielką cząstkę siebie. Wtedy nawet łzy wylewane strumieniami, jak to było w moim przypadku nie przyniosą ukojenia. Jedynie wyryją ogromny ślad w sercu, pozostawią ranę gdzieś głęboko w duszy wraz z setką wspomnień, wspólnych przeżyć.
Zacisnęłam pięść na miękkim kocu. Mętlik siedzący mi w głowie od dłuższego czasu był niczym tykająca bomba. Dołożyć jeszcze jedno bolesne wydarzenie i wybuchnę. Będę gotowa skoczyć z mostu, powiesić się na grubej linie zwisającej z najwyższego wieżowca w Barcelonie. Już teraz miałam ochotę zrobić coś równie nieodpowiedzialnego. Powstrzymała mnie jedynie siedząca obok Is, która powinna dowiedzieć się prawdy. O swojej debilnej przyjaciółce i niewiernym narzeczonym.
Przełknęłam głośno ślinę zaaferowana własną głupotą. Teraz, właśnie w tamtej chwili musiałam dokonać niezwykle poważnej decyzji, bardzo istotnego wyboru piszącego historię mojego dalszego życia. Był Marc, nieziemsko przystojny, delikatny, potrafiący zadbać o dziewczynę i Sergi, równie wspaniały, troskliwy, opiekuńczy, niesamowicie rodzinny. Pytanie siedzące we mnie było niczym rozpalający ogień. Piekło i szczypało od środka, żarzyło się łaknąc odpowiedzi. O dziwło, miałam ją. Po chwili, zdecydowanie za krótkiej doskonale wiedziałam, z kim chcę spędzić resztą dni na ziemi, nim zniknę pod jej pokrywą przysypana piachem.
- Dian, błagam Cię! Siedzisz tak od kilku godzin, przecież to tylko przyjaciel!
Zlustrowałam blondynkę piorunującym spojrzeniem. Nie mogłam się na nią złościć, choć byłam wściekła. Nie na Katalonkę, na siebie.
- W porządku - szepnęłam prostując się. W ostatniej chwili powstrzymałam zaciekłą chęć wyznania, z kim pragnę zawrzeć oficjalny związek. - Miałaś jakąś sprawę, że wpadłaś?
Delikatnie naciągnęłam rękawy swetra na dłonie i zaczęłam ocierać mokre policzki.
- To raczej może poczekać - stwierdziła zagryzając dolną wargę. Ten gest mówił sam za siebie, zawsze go wykonywała mając na sumieniu sprawę wagi wyższej.
- Mów, już się zbieram.
Odruchowo spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Miałam nadzieję, że oddzwoni. Tymczasem po tysiącu wysłanych wiadomości i wciśniętych zielonych słuchawek nie otrzymałam nawet sms-a.
- Pamiętasz, jak mówiłam, że Marc mnie zdradza? - spytała spuszczając wzrok. Przytaknęłam zdecydowanie zbyt obojętnym ruchem. Jeśli mam być szczera, teraz sprawa sypiania z Bartrą obchodziła mnie najmniej. Pragnęłam jedynie odzyskać przyjaciół, co wydawało się czynem niemal nierealnym do wykonania. - Stwierdziłam, że chcę mu pokazać jak to jest podejrzewać drugą połówkę o coś równie paskudnego. Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałaś. Potrzebowałam jedynie noclegu, nie wrócić do domu aby zobaczył jak ja się czuję. W ostateczności znalazłam numer Jordiego - głos jej się załamał. Zadrżała pod wpływem okropnych wspomnień. Nie wierzyłam w wypowiadane słowa. Ból po stracie niezwykle mocno zmienił jej osobowość. Przerażało mnie to. - Pojechałam, oglądaliśmy głupie komedie i w pewnym momencie... jakby z udawania zdrady... no ten... przeszliśmy do konkretów?
Zamarłam patrząc na nią czerwonymi oczyma. Mimo wszystko miałam nadzieję, że moje podejrzenia się nie sprawdzą. Nic z tego. Cała pokryta rumieńcami delikatnie się uśmiechała! Na wspomnienie nocy z Albą! Wciągnęłam dużą dawkę powietrza by złamać blokadę przed mówieniem najprostszych zdań.
- I co masz zamiar z tym zrobić?
- Nie wiem. Ale było jakby... lepiej? I chyba nie mam wyrzutów sumienia.
Krew doszczętnie zajęła powierzchnię jej policzków, co dawało przekomiczny efekt. Nie śmiałam się. Ze stanu rozpaczy momentalnie przeszłam w silne oszołomienie.
- Chcesz się z nim rozstać?
Doskonale wiedziała, o kogo mi chodzi.
- Możliwe. Zresztą i tak sypia z innymi, nie chcę niewiernego męża. Zdradził raz, z całą pewnością zrobi to ponownie.
Zamknęłam powieki. Tego obawiałam się najbardziej. Nawet gdybym kiedykolwiek stworzyła z nim w miarę normalny związek, nie byłabym pewna swego.
Najróżniejsze rozmyślania przerwał gwałtowny dzwonek do drzwi. Gość natarczywie wciskał przycisk zawieszony przy drzwiach jakby sprawa, z którą przybywał nie cierpiała zwłoki.
- Siedź, ja otworzę - mruknęła blondynka teatralnie przewracając oczami.
Ujęłam dłońmi niedużą poduszkę i ukryłam w niej twarz. Strasznie się pogubiłam. Z moim powalonym poczuciem wartości jeszcze nigdy nie było tak źle. Czułam potrzebę ucieknięcia stąd jak najdalej, być samą, zacząć całe życie od nowa. Pragnęłam znów stać się sześcioletnią dziewczynką nieumiejącą wybrać godnej uwagi zabawki w sklepie. Z drugiej jednak strony musiałam zostać. Odnaleźć go, przeprosić, w ostateczności może nawet błagać na kolanach o wybaczenie.
- Marc?! Co ty tu niby robisz?!
Zacisnęłam powieki dając upust kolejnym kroplom słonej wody spływającym po policzkach. Od razu wsiąknęły w jasną poszewkę. Naprawdę nie powinien przychodzić.
- Gdzie ona jest?!
Zbył ją! Prychnęłam zniesmaczona jego bezczelnością w stosunku do własnej narzeczonej. Jak widać jedno zdarzenie może wszystko zmienić.
- Oszalałeś?
Oczami wyobraźni widziałam szok malujący się w tęczówkach blondynki.
- Po co ja Ci w ogóle zadaję to pytanie?
Szykowałam się na konfrontację, choć nie miałam dużej ilości czasu. Szybko otarłam płyn z twarzy, odrzuciłam koc i paręnaście razy zamrugałam powiekami. Dobra, to nie ma najmniejszego sensu. Ciągle wyglądam niczym potwór z Loch Ness.
Stanął na progu salonu z przerażeniem. Pot spływał po jego twarzy maleńką strużką, w pewnym sensie podkreślał męskość. Ale nie do końca.
- Tak się martwiłem! - jęknął, po czym doskoczył do mnie w piorunująco szybkim tempie.
Utonęłam w objęciach mężczyzny najbliższego memu sercu. Wdychałam zapach jego perfum, napawałam ciepłem umięśnionego ciała. Chwilę później wplotłam palce w ciemne włosy Hiszpana dając ponieść się emocjom. Przycisnęłam twarz do jego ramienia zanosząc się płaczem. Momentalnie zesztywniał.
- Spokojnie skarbie - szepnął delikatnie gładząc moje plecy. - Co się stało?
Nie wiedziałam, czy mogę mu zaufać. W pewnym sensie nawet nie chciałam tego robić.
- Skarbie?! - zaintonowała Isabel krzyżując ręce na piersi.
Odepchnęłam Bartrę przełykając głośno ślinę. Nie umiałam wyobrazić sobie cierpienia ogarniającego teraz ciało młodej Monrovie. Zdrada jest ciosem, po którym niezwykle ciężko się podnieść. A ona doświadczała tego stanu z podwójnym natężeniem. Zawiodła się jednocześnie na przyjaciółce i narzeczonym, dwóch osobach mających obowiązek wspierania jej w trudnych momentach tułaczki zwanej życiem.
- Już myślałam, że... - zaśmiała się ironicznie nie mogąc powstrzymać łez. - Dian, to nieprawda. Ty nie możesz... Nie z nim...
Pokręciłam delikatnie głową spuszczając wzrok.
- Chcesz, żebym Cię okłamała? - spytałam widząc ból malujący się w jej oczach.
- Nie. Mam nadzieję, że wcale z nim nie sypiasz i to jedynie głupi sen. Wasz romans, moja noc z Jordim...
Ukradkiem spojrzałam na Marca. Zupełnie go to nie poruszyło. Prócz szoku nie wyrażał niemal żadnych emocji związanych z daną sytuacją.
A kiedy już myślałam nad ugodowym zakończeniem sprawy, wszystko runęło.
- Brzydzę się Wami - syknęła Isabel drżącym głosem. Chwiejąc się wybiegła z mieszkania uprzednio trzaskając drzwiami.
Całe moje życie zaczęło sypiać się w dokładnie tym samym momencie. I pomyśleć, że został jedynie on. Piłkarz najbliższy memu sercu, osoba najmniej interesująca się moim losem. Tak było jeszcze tydzień temu.
Świat zdecydowanie stanął na głowie.
_______________
Witam Was! Nie wiem czy jest sens pisania o moim zawaleniu sprawy, skoro sami wiecie o tym najlepiej;) Także nie zanudzam. Czytajcie i wyrażajcie opinie! Ale szczere, rozumiemy się?!;)
Do końca zostało niewiele. Chyba na szczęście. Przynajmniej dla mnie, bo jakoś totalnie nie czuję tej historii.
A na koniec zaproszę Was na moje nowe opowiadanie o Mario Gotze i Tonim Kroosie:)) Może kogoś zainteresuje. Oby ;*
http://deutschland-gewinner.blogspot.com
Pozdrawiam i miłego tygodnia!! ;)) Czujecie te ferie? ;))
Zacisnęłam pięść na miękkim kocu. Mętlik siedzący mi w głowie od dłuższego czasu był niczym tykająca bomba. Dołożyć jeszcze jedno bolesne wydarzenie i wybuchnę. Będę gotowa skoczyć z mostu, powiesić się na grubej linie zwisającej z najwyższego wieżowca w Barcelonie. Już teraz miałam ochotę zrobić coś równie nieodpowiedzialnego. Powstrzymała mnie jedynie siedząca obok Is, która powinna dowiedzieć się prawdy. O swojej debilnej przyjaciółce i niewiernym narzeczonym.
Przełknęłam głośno ślinę zaaferowana własną głupotą. Teraz, właśnie w tamtej chwili musiałam dokonać niezwykle poważnej decyzji, bardzo istotnego wyboru piszącego historię mojego dalszego życia. Był Marc, nieziemsko przystojny, delikatny, potrafiący zadbać o dziewczynę i Sergi, równie wspaniały, troskliwy, opiekuńczy, niesamowicie rodzinny. Pytanie siedzące we mnie było niczym rozpalający ogień. Piekło i szczypało od środka, żarzyło się łaknąc odpowiedzi. O dziwło, miałam ją. Po chwili, zdecydowanie za krótkiej doskonale wiedziałam, z kim chcę spędzić resztą dni na ziemi, nim zniknę pod jej pokrywą przysypana piachem.
- Dian, błagam Cię! Siedzisz tak od kilku godzin, przecież to tylko przyjaciel!
Zlustrowałam blondynkę piorunującym spojrzeniem. Nie mogłam się na nią złościć, choć byłam wściekła. Nie na Katalonkę, na siebie.
- W porządku - szepnęłam prostując się. W ostatniej chwili powstrzymałam zaciekłą chęć wyznania, z kim pragnę zawrzeć oficjalny związek. - Miałaś jakąś sprawę, że wpadłaś?
Delikatnie naciągnęłam rękawy swetra na dłonie i zaczęłam ocierać mokre policzki.
- To raczej może poczekać - stwierdziła zagryzając dolną wargę. Ten gest mówił sam za siebie, zawsze go wykonywała mając na sumieniu sprawę wagi wyższej.
- Mów, już się zbieram.
Odruchowo spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Miałam nadzieję, że oddzwoni. Tymczasem po tysiącu wysłanych wiadomości i wciśniętych zielonych słuchawek nie otrzymałam nawet sms-a.
- Pamiętasz, jak mówiłam, że Marc mnie zdradza? - spytała spuszczając wzrok. Przytaknęłam zdecydowanie zbyt obojętnym ruchem. Jeśli mam być szczera, teraz sprawa sypiania z Bartrą obchodziła mnie najmniej. Pragnęłam jedynie odzyskać przyjaciół, co wydawało się czynem niemal nierealnym do wykonania. - Stwierdziłam, że chcę mu pokazać jak to jest podejrzewać drugą połówkę o coś równie paskudnego. Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałaś. Potrzebowałam jedynie noclegu, nie wrócić do domu aby zobaczył jak ja się czuję. W ostateczności znalazłam numer Jordiego - głos jej się załamał. Zadrżała pod wpływem okropnych wspomnień. Nie wierzyłam w wypowiadane słowa. Ból po stracie niezwykle mocno zmienił jej osobowość. Przerażało mnie to. - Pojechałam, oglądaliśmy głupie komedie i w pewnym momencie... jakby z udawania zdrady... no ten... przeszliśmy do konkretów?
Zamarłam patrząc na nią czerwonymi oczyma. Mimo wszystko miałam nadzieję, że moje podejrzenia się nie sprawdzą. Nic z tego. Cała pokryta rumieńcami delikatnie się uśmiechała! Na wspomnienie nocy z Albą! Wciągnęłam dużą dawkę powietrza by złamać blokadę przed mówieniem najprostszych zdań.
- I co masz zamiar z tym zrobić?
- Nie wiem. Ale było jakby... lepiej? I chyba nie mam wyrzutów sumienia.
Krew doszczętnie zajęła powierzchnię jej policzków, co dawało przekomiczny efekt. Nie śmiałam się. Ze stanu rozpaczy momentalnie przeszłam w silne oszołomienie.
- Chcesz się z nim rozstać?
Doskonale wiedziała, o kogo mi chodzi.
- Możliwe. Zresztą i tak sypia z innymi, nie chcę niewiernego męża. Zdradził raz, z całą pewnością zrobi to ponownie.
Zamknęłam powieki. Tego obawiałam się najbardziej. Nawet gdybym kiedykolwiek stworzyła z nim w miarę normalny związek, nie byłabym pewna swego.
Najróżniejsze rozmyślania przerwał gwałtowny dzwonek do drzwi. Gość natarczywie wciskał przycisk zawieszony przy drzwiach jakby sprawa, z którą przybywał nie cierpiała zwłoki.
- Siedź, ja otworzę - mruknęła blondynka teatralnie przewracając oczami.
Ujęłam dłońmi niedużą poduszkę i ukryłam w niej twarz. Strasznie się pogubiłam. Z moim powalonym poczuciem wartości jeszcze nigdy nie było tak źle. Czułam potrzebę ucieknięcia stąd jak najdalej, być samą, zacząć całe życie od nowa. Pragnęłam znów stać się sześcioletnią dziewczynką nieumiejącą wybrać godnej uwagi zabawki w sklepie. Z drugiej jednak strony musiałam zostać. Odnaleźć go, przeprosić, w ostateczności może nawet błagać na kolanach o wybaczenie.
- Marc?! Co ty tu niby robisz?!
Zacisnęłam powieki dając upust kolejnym kroplom słonej wody spływającym po policzkach. Od razu wsiąknęły w jasną poszewkę. Naprawdę nie powinien przychodzić.
- Gdzie ona jest?!
Zbył ją! Prychnęłam zniesmaczona jego bezczelnością w stosunku do własnej narzeczonej. Jak widać jedno zdarzenie może wszystko zmienić.
- Oszalałeś?
Oczami wyobraźni widziałam szok malujący się w tęczówkach blondynki.
- Po co ja Ci w ogóle zadaję to pytanie?
Szykowałam się na konfrontację, choć nie miałam dużej ilości czasu. Szybko otarłam płyn z twarzy, odrzuciłam koc i paręnaście razy zamrugałam powiekami. Dobra, to nie ma najmniejszego sensu. Ciągle wyglądam niczym potwór z Loch Ness.
Stanął na progu salonu z przerażeniem. Pot spływał po jego twarzy maleńką strużką, w pewnym sensie podkreślał męskość. Ale nie do końca.
- Tak się martwiłem! - jęknął, po czym doskoczył do mnie w piorunująco szybkim tempie.
Utonęłam w objęciach mężczyzny najbliższego memu sercu. Wdychałam zapach jego perfum, napawałam ciepłem umięśnionego ciała. Chwilę później wplotłam palce w ciemne włosy Hiszpana dając ponieść się emocjom. Przycisnęłam twarz do jego ramienia zanosząc się płaczem. Momentalnie zesztywniał.
- Spokojnie skarbie - szepnął delikatnie gładząc moje plecy. - Co się stało?
Nie wiedziałam, czy mogę mu zaufać. W pewnym sensie nawet nie chciałam tego robić.
- Skarbie?! - zaintonowała Isabel krzyżując ręce na piersi.
Odepchnęłam Bartrę przełykając głośno ślinę. Nie umiałam wyobrazić sobie cierpienia ogarniającego teraz ciało młodej Monrovie. Zdrada jest ciosem, po którym niezwykle ciężko się podnieść. A ona doświadczała tego stanu z podwójnym natężeniem. Zawiodła się jednocześnie na przyjaciółce i narzeczonym, dwóch osobach mających obowiązek wspierania jej w trudnych momentach tułaczki zwanej życiem.
- Już myślałam, że... - zaśmiała się ironicznie nie mogąc powstrzymać łez. - Dian, to nieprawda. Ty nie możesz... Nie z nim...
Pokręciłam delikatnie głową spuszczając wzrok.
- Chcesz, żebym Cię okłamała? - spytałam widząc ból malujący się w jej oczach.
- Nie. Mam nadzieję, że wcale z nim nie sypiasz i to jedynie głupi sen. Wasz romans, moja noc z Jordim...
Ukradkiem spojrzałam na Marca. Zupełnie go to nie poruszyło. Prócz szoku nie wyrażał niemal żadnych emocji związanych z daną sytuacją.
A kiedy już myślałam nad ugodowym zakończeniem sprawy, wszystko runęło.
- Brzydzę się Wami - syknęła Isabel drżącym głosem. Chwiejąc się wybiegła z mieszkania uprzednio trzaskając drzwiami.
Całe moje życie zaczęło sypiać się w dokładnie tym samym momencie. I pomyśleć, że został jedynie on. Piłkarz najbliższy memu sercu, osoba najmniej interesująca się moim losem. Tak było jeszcze tydzień temu.
Świat zdecydowanie stanął na głowie.
_______________
Witam Was! Nie wiem czy jest sens pisania o moim zawaleniu sprawy, skoro sami wiecie o tym najlepiej;) Także nie zanudzam. Czytajcie i wyrażajcie opinie! Ale szczere, rozumiemy się?!;)
Do końca zostało niewiele. Chyba na szczęście. Przynajmniej dla mnie, bo jakoś totalnie nie czuję tej historii.
A na koniec zaproszę Was na moje nowe opowiadanie o Mario Gotze i Tonim Kroosie:)) Może kogoś zainteresuje. Oby ;*
http://deutschland-gewinner.blogspot.com
Pozdrawiam i miłego tygodnia!! ;)) Czujecie te ferie? ;))
Ja wiedziałam! Ja wiedziałam, że to z Jordim jest coś na rzeczy! W końcu ja mówiłam... Wspominałam, że jego była laska powiedziała, że pan Alba w łóżku był ponoć perfekcjonistą? Dobra, koniec tematu Chomika xd
OdpowiedzUsuńNo i wydało się! Po Marcu to spłynęło jak woda z wiadra, czym mnie mega zdenerwował, bo przecież był z Isą, chciał z nią stworzyć rodzinę, a potraktował ja jak taką pierwszą lepszą... DLATEGO OD POCZĄTKU MÓWIŁAM, ŻE CHCĘ SERGIEGO! Brakowało mi go w tym rozdziale, wiesz?
Szczerze współczuję Isie, że tak się o tym dowiedziała... To coś okropnego, dowiedzieć się w jednej chwili, że dwójka ważnych osób, tak ją skrzywdziła.. Ale ona nie lepsza, wskoczyła Jordiemu do łóżeczka! No groch z kapustą, istny galimatias.. Ale w sumie mi się podoba :D (Bardziej by się podobało, gdyby pojawił się też tutaj Roberto, ale już nie narzekam xd)
Tak, więc czekam na kolejny rozdział! (I na Sergiego xd)
Ta się wymądrza znając zakończenie, a sama mi rozdziału na Tonigo dać nie chce... xd Do tego jeszcze pisze jak to nie umie tworzyć długich komentarzy a tymczasem smaruje mi tutaj takie cudeńko! ♥
UsuńMówiłam już, że Cię uwielbiam, prawda? ;*
Boże święty! ! A ja myślałam że ona będzie z Roberto Nwm jakoś Marc pasował mi do takiej piosenki, że miłość to nie tylko kwiaty, komplementy i pocałunki, A zwykła obecność wsparcie które jak widać ofiarował jej Roberto :/ ale nic nie wnikam to nie moja historia i nie moje opowiadanie :) powiem jedno UWIELBIAM TO OPOWIADANIE ^-^
OdpowiedzUsuńWiesz, do końca jeszcze trochę zostało, przez te kilka rozdziałów wszystko może się zmienić:)) Ale też nie musi!
UsuńCieszę się, że ktoś to w ogóle czyta, bo ja do takich bohomazów bym z całą pewnością nie przysiadła ;3
Taaaaaak! Przepraszam, ale czekać na rozdział tyle dni było dla mnie koszmarem.
OdpowiedzUsuńAhh... ten Marc. Ale co zrobić. Ja się zastanawiam co bym zrobiła na miejscu Isy... chyba oby dwoje by po łbie dostali hahaha ;D
Będę z niecierpliowścią czekała na kolejny. Niestety ferii jeszcze nie mam, dopiero od 16 się zaczną :c Szybko to jednak minie. ;*
Wiesz, po łbie to mało powiedziane;)) Przynajmniej w moim mniemaniu, no ale ja to ja :')
UsuńZazdroszczę Ci tych ferii. Najlepiej to mieć cale sześć tygodni i wypiąć się na szkołę. Moje skryte marzenie ;3
Kochana, Ty nigdy nie zawalasz! ;) Każdy rozdział wart jest czekania. Uwierz mi. :D Jestem pod wrażeniem tego, jak potrafisz przekazać emocje. Serio. Zazdroszczę. <3 No i czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńMogłabym się ostro kłócić apropo tego zawalania, ale jakoś ostatnio nie mam na to siły. Może to i lepiej? :')
UsuńNie ma czego zazdrościć, uwierz mi. Piszę od dwóch lat i jakoś nadal nie jestem zadowolona z efektów tej pracy. Ale mimo wszystko bardzo dziękuję! <3