sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział VIII

Dianna
Widok przygnębionego przyjaciela jest gorszy od kary śmierci. Oczywiście swoje cierpienie znosimy lepiej niż osób bliskich, ponieważ można z nim coś zrobić. W każdej chwili podnieść się i iść naprzód. Kiedy chodzi o kogoś innego, bywa dużo ciężej. Mimo iż chcesz niesamowicie mocno, nie potrafisz powstrzymać spływających po policzkach łez. 
Tak było w przypadku Sergiego. Stał naprzeciw, a każdy, najmniejszy ruch wyrażał ból, którego doświadczał. Otwierał się przede mną niczym wielka księga, ale potrafiłam tylko stać bezczynnie ledwo trzymając się na nogach. Miałam wrażenie, że upadnę, więc usiadłam na niewielkiej szafce stojącej pod ścianą. Schowałam twarz w dłoniach, by samemu się nie rozkleić. A byłam tego bardzo bliska. 
- Nic nie powiesz? Taka jesteś odważna? - spytał łamiącym się głosem. 
Zacisnęłam powieki, po czym podniosłam wzrok. Stwierdziłam, że sadzanie tyłka było błędem, więc czym prędzej stanęłam mu na drodze. 
- O co Ci teraz chodzi, co?!
Najchętniej podbiegłabym do niego i z czułością starła tą cholerną wodę z twarzy, jednak moje ciało zostało sparaliżowane. Przynajmniej tak się czułam. Nie byłam w stanie wykonać choćby najmniejszego ruchu. 
- Przespałaś się z narzeczonym swojej przyjaciółki, o to mi chodzi! - krzyknął gestykulując. Byłam niemal pewna, że sąsiedzi nadstawiają uszu zaciekawieni rozgrywającą się awanturą, ale mało mnie to obchodziło. Chciałam wrócić do dawnego życia, bez komplikacji, problemów czy zdrad. Najlepiej wyjechać, aby wszystko rozwiązało się samo. Niestety to nie takie proste.
- Niedawno kazałeś mi o niego walczyć, zapomniałeś już?! - zawołałam dając upust emocjom. Płakałam razem z nim, bo nic nie rozumiałam. Nasza pierwsza kłótnia, sprzeczka o nic, ale i jednocześnie coś wielkiego. 
- Bo nie myślałem, że Ci się uda! 
Głupi argument. Zdecydowanie beznadziejne wytłumaczenie, które nie miało z jego słowami praktycznie nic wspólnego. Zaśmiałam się ironicznie. 
- Nic nie rozumiem - szepnęłam kręcąc głową ze zrezygnowaniem. - Najpierw mówisz, że mam nie odpuszczać, a teraz robisz mi wyrzuty, bo się z nim przespałam?! Posłuchaj samego siebie Sergi!
- Cały czas słucham i jakoś gie z tego wychodzi! 
Pięknie! Teraz kompletnie nie wiedziałam co mu chodzi po głowie.
- To po jaką cholerę radziłeś mi...
- Bo Cię kurwa kocham, jasne?! Cały czas narzekałaś, że nikt Ciebie nie chce, ale nie zwracałaś uwagi na jeden fakt. Ciągle obok był mężczyzna, który pragnął Cię całym sercem. To ja! Kocham Cię, kochałem i już zawsze będę kochał! Choćbym nie wiem jak bardzo chciał zapomnieć. 
Myślałam, że zemdleję. Cofnęłam się o krok zszokowana jego słowami. Kilka godzin temu usłyszałam dokładnie to samo od chłopaka władającego mym sercem. Teraz identyczne stwierdzenie przekazał mi Roberto, najlepszy przyjaciel, towarzysz każdego gorszego dnia. W pewnym sensie odwzajemniałam jego uczucia. No właśnie, w pewnym sensie...
To wyznanie było niczym siarczysty policzek. Ocknęłam się po kilku dobrych minutach, ale niezupełnie gotowa do prowadzenia dalszej konwersacji. 
Mętlik powstały w mojej głowie był nie do ogarnięcia. Przed oczami majaczyły postacie dwóch piłkarzy z barcelońskiego klubu i nie mogłam z tym zrobić zupełnie nic. Chyba zaraz coś rozsadzi mi głowę. Może wybuchnę i będę miała święty spokój. Nie myślałam, że przez kilka dni moje życie skomplikuje się aż tak bardzo, że w ogóle wydarzy się w nim cokolwiek. A teraz miałam niemały dylemat, który postanowiłam rozwiązać bez najmniejszego namysłu. I popełniłam fatalny błąd. 
- Ale ja kocham...
- Jasne, nie kończ.
W drzwiach bowiem stanęła niepocieszona Isabel. W uszach miała słuchawki, które momentalnie ściągnęła i nieznacznie się uśmiechnęła. Odetchnęłam z ulgą, nic nie słyszała. Przynajmniej nie będę musiała tłumaczyć się z tego jednego faktu. 
- Pieprzę to wszystko, już i tak Cię straciłem - szepnął pomocnik, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Czułam, jak po moich policzkach spływa kolejna warstwa słonych łez. Zsunęłam się po ścianie, by opaść na podłogę i pogrążyć w rozpaczy. Raniłam każdego po kolei, włączając w to siebie. Najlepiej zapadłabym się pod ziemię. 
Blondynka zdziwiona całym zajściem ukucnęła, po czym objęła mnie ramionami. Jej włosy muskały skórę mojej twarzy, przez co pragnęłam natychmiastowej śmierci. 
Ona jeszcze nie wiedziała, że przytula najgorszą przyjaciółkę na świecie.

Marc
Początkowo nie wiedziałem jak się zachować w takiej sytuacji. Przez głowę przelatywało mi wiele pytań. Na żadne nie znałem odpowiedzi. Chyba najgorszy stan na świecie, gdy nie wiesz, co dalej. Jak teraz będzie wyglądało twoje życie. Uwierzcie mi, miałem masę wątpliwości co do końcofego efektu. Przecież mogło go nie być! 
Potrząsając głową wszedłem do niewielkiej kawiarenki na rogu ulicy. Zapach parzonego napoju uderzył we mnie na wejściu i delikatnie pokrzepiony zająłem miejsce możliwie najmniej rzucające się w oczy. Potrzebowałem spędzić ten czas w samotności, uspokoić obawy i co najważniejsze zastanowić się jak postąpić. 
Zerknąłem na ladę w celu złożenia zamówienia. Szybko zrezygnowałem. Stały tam dwie dziewczyny pogrążone w rozmowie. Rozbierały mnie wzrokiem chichocząc. Zdążyłem przyzwyczaić się do podobnych sytuacji, jednak teraz nie miałem ochoty na odrzucanie zalotów. A tym bardziej na flirtowanie. 
Schowałem twarz w dłoniach dostarczając płucom dużej dawki tlenu. Oddychałem nierówno, w sposób charakterystyczny dla człowieka pogrążonego w... rozpaczy? Tylko czy ona mi towarzyszyła? Kilka godzin temu uprawiałem seks w szatni najlepszego klubu na świecie z dziewczyną moich marzeń. Można to zaliczyć do sprawy wtaczającej człowieka na dno? Nie! Więc o co chodziło?
Moje życie waliło się niezwykle nierówno. Zaraz nie będzie nic. Zostanę sam. 
Poczułem obecność kogoś trzeciego i podniosłem wzrok. Zrobiłem to zupełnie nieświadomie. Mężczyzna odsunął krzesło stojące naprzeciwko z grymasem niezadowolenia, po czym zajął miejsce. 
- Co jest Jordi, jakoś nie mam nastroju - odparłem powstrzymując napływające do oczu łzy. Miałem wrażenie, że zaraz się rozkleję. Zupełnie jak nie ja. 
- To ważne. 
W ostatniej chwili powstrzymałem się od ironicznego wywrócenia oczami. Kolejne spostrzeżenia Enrique? Bezsensowne tłumaczenie, dlaczego nie gram w wyjściowym składzie, chociaż mi to obiecano? W chwili obecnej bardziej obchodziła mnie Dianna.
- Gadaj, jakoś nie mam na to siły. Najlepiej przejdź do rzeczy. 
- Niełatwo mi o tym mówić Marc - mruknął krzywiąc się. Delikatnie mnie zaciekawił, ale nie na tyle, żeby wyplenić ze mnie chęć ucieknięcia stąd. Byle bliżej ślicznej szatynki.
Uniosłem brwi w geście zdziwienia. Raczej tego nie zauważył. Zaraz przybrałem maskę obojętności, której zdecydowanie nie posiadałem.
- Po prostu wal, chyba nic mnie teraz nie zaskoczy. 
Jakby sypianie z przyjaciółką własnej narzeczonej było czymś nadzwyczajnym! Mogłem się założyć, że nie ja jeden odwaliłem taką manianę. Pytanie tylko, jaki procent z tych delikwentów był gotowy zostawić dziewczynę, z którą planował życie na rzecz kochanki. 
- Zdradziłeś kiedyś Is? - spytał sprowadzając mnie na ziemię. A niech to! 
Zdenerwowany przełknąłem ślinę czekając na wywód o niepochlebnym zachowaniu, ale nic takiego nie nadeszło. Alba nadal czekał na odpowiedź. 
- Skąd wiesz? - szepnąłem spuszczając wzrok. Niczym nie mogłem usprawiedliwić tych dwóch, niezwykle dla mnie szczęśliwych nocy, więc zwyczajnie wolałem siedzieć cicho. No po części.
- Co?! - pisnął Hiszpan wytrzeszczając oczy. Nigdy nie widziałem go w stanie tak silnego oszołomienia. - Ta odpowiedź miała być przecząca!
- Miałem skłamać?
Mój głos był na skraju wytrzymania, z każdą sekundą stawał się coraz bardziej chwiejny, niepewny. 
- Miałeś powiedzieć, że nigdy byś tego nie zrobił! A to sukinsyn - ostatnie zdanie powiedział cicho, jakby do samego siebie. 
- Słyszę Cię. 
- I dobrze, przynajmniej Is nie będzie żałowała, że też...
Wyłączyłem się. Na dźwięk przychodzącego sms-a po prostu wyjąłem telefon przyswajając dwa, może trzy słowa z wypowiedzi Jordiego. Trzęsącymi się dłońmi odblokowałem urządzenie z nadzieję zobaczenia tak drogiego mi imienia na wyświetlaczu. Ku mojemu rozczarowaniu stało się zupełnie inaczej. Owa nazwa kiedyś była mi niezwykle bliska, teraz, niestety niemal obojętna. 
Skrzywiłem się na własną bezduszność, po czym przejechałem wzrokiem po otrzymanym tekście. 

Od: Isabel
Nie wrócę do domu, choć pewnie mało Cię to obchodzi. Zostaję u Dianny, coś się z nią dzieje. Zresztą to raczej obchodzi Cię jeszcze mniej...

Nerwowo poderwałem się z miejsca i instynktownie rozejrzałem dookoła. Pomyłka, jedna z tych spraw cholernie mocno mną wstrząsnęła. Co jej jest, jak się czuje? Niby dlaczego...
- Marc? Gdzie ty...
- Dianna ma problem, muszę lecieć.
Chwilę później wybiegłem z miejsca słuchając obelg w moim kierunku. Dotyczyły one oczywiście zdrad, oszustw i kłamstw, których w ostatnim czasie się dorobiłem. Nie przejmowałem się tym, musiałem jak najszybciej dotrzeć do domu młodej Katalonki. Czułem dziwną potrzebę bycia z nią w każdej cięższej chwili. Jeśli mam zamiar stworzyć z nią prawdziwy związek, nie mogę odpuścić. Potrzebowała mnie. I miałem zamiar zrobić wszystko, byleby na jej twarzy wykwitł dorodny uśmiech. Dosłownie wszystko.
_______________
Także ten, no... Pozwolicie, że się nie wypowiem? Naiwność i prostota tej fabuły mnie wręcz dobija.
Wybaczcie! :') 

8 komentarzy:

  1. Droga sueños. Według mnie wykonałaś bardzo dobrą robotę :) Od 18 siedzę przy komputerze i czekam na pojawienie się nowego rozdziału. I jest :)
    Spodziewałam się tego, że Sergi powie o swoich uczuciach. Nie myślałam jednak, że zjawi się Iza... Może w następnym rozdziale prawda wyjdzie na jaw. Mam nadzieję, że dowiemy się tego już niedługo. Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że fabuła nie wydaje się być banalna, chociaż według mnie dokładnie taka jest. No ale wiem, że zazwyczaj własne prace nie zachwycają.
      Dziękuję i również pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Pozwolisz, że napiszę jedynie, że czekam na kontynuację, bo aktualnie siedzę przed ekranem i wgapiam się jak zahipnotyzowana. Mega rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękuję bardzo. Miło usłyszeć tak pozytywne słowa ;)

      Usuń
  3. "- I dobrze, przynajmniej Is nie będzie żałowała, że też..." Czy to to o czym ja myślę? O niee... WIOLA W SZOKU! Jordi, Ty Bestio, Ty!! Nie spodziewałabym się, naprawdę!
    Matko, jak mi jest szkoda Sergiego! Prawie ryczałam, gdy mówił jej, że i tak ją stracił...
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pffff. Pomijając fakt, że jestem na ciebie zła, chcę coś zaznaczyć. Twoje opowiadania nigdy nie są proste ani naiwne! Wypluj te słowa, moja droga.
    Nawet nie wiesz, jak żal było mi przyjaciela Dianny. Sama z wyrazu na wyraz czułam się coraz gorzej, pewnie podobnie jak i on sam. :/ W dodatku całe to wyznanie jeszcze mocniej skomplikowało sprawę. Ale chciałaś tego, to masz babo placek! Wiedziałam, że ty lubisz dodawać różne zawiłości i inne problemy, które robią z tego problem rozmiarów Pałacu Kultury.
    Dotarłam - jakimś cudem, nie wiem, jak to zrobiłam - do drugiej części opowiadania, która chyba zszokowała mnie jeszcze bardziej niż pierwsza. Enrique potrafi trafić w sedno, naprawdę. :3 I coś czuję, że nie przypadkowo zrobiłaś tak, że Marc popędzi sprawdzić, co dzieje się z Dianną. Oj, mam nadzieję, iż to się wszystko w końcu rozstrzygnie! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww ♥
    Kurcze mega, mega,.mega no :*
    Kocham! :D
    Nwm co mam napisać:D
    Pamiętaj, że nawet jak nie daje koma to zawsze czytam :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co napisać, rozdział wbija w fotel.
    Nie przepadam za Barceloną, ale zakochałam się w Twoim blogu.
    Niecierpliwie czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń