sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział VI

Marc
Życie sprawia różne niespodzianki. Czasami dobre, niekiedy także złe. Zupełnie nie wiedziałem, do którego rodzaju zaliczyć zamknięcie w szatni z kimś niezwykle dla mnie ważnym.
Ponownie pociągnąłem za klamkę, tym razem chaotycznie. Używałem całej siły gotowy wyłamać drzwi z zawiasów, ale nie przynosiło to dosłownie żadnych efektów. Coś mi w tym wszystkim śmierdziało, przecież normalnie nikt nie zamyka ludzi ot tak. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie jak wielkim jestem głupolem. Dziś była niedziela, ostatni dzień tygodnia, w którym stadion przestawał funkcjonować pięć godzin wcześniej niż normalnie. Pięknie Bartra, szósteczka z planowania!
Zakląłem pod nosem załamany własną postawą, następnie odwróciłem się w stronę Dianny i nieznacznie zagryzłem dolną wargę. Zapomniałem o wszystkich problemach gdy ujrzałem w jej oczach strach zmieszany z uzasadnionym zdziwieniem. Mimo wszystko nie potrafiłem się odezwać, niczym ostatni kretyn czekałem, aż ona zrobi to pierwsza.
- Marc, co się dzieje? - spytała ciągnąc w dół zdecydowanie za dużą koszulkę Barcelony. Nie wiedziałem, co chciała w ten sposób osiągnąć, ale chyba mało mnie to interesowało. Przynajmniej w tamtej chwili.
- Nic szczególnego. Utknęliśmy tutaj do rana - mruknąłem zdegustowany opierając się o ścianę.
- Ale jak to? Przecież nie mogli nas tak po prostu zamknąć!
Miałem powiedzieć jej, że to moja wina? Dobre żarty, wolałem spłonąć żywcem w piekle, niż słuchać wyrzutów z ust Martinez, które przyniosłyby tylko i wyłącznie psychiczny ból.
- Jak widać mogli. Zgłoszę to sprzątającym, ale...
- Zadzwoń do nich - oznajmiła wyciągając trzęsącą się dłoń z telefonem. Całe jej ciało pokrywała gęsia skórka i po raz kolejny tego dnia zapragnąłem trzasnąć się w czoło. Marzła. Przeze mnie.
- Nawet na to nie licz, odcięli nam zasięg. Luis uważa, że to nas rozprasza - mruknąłem podchodząc do przerażonej dziewczyny. Sam czułbym się podobnie zamknięty na obcym obiekcie, więc musiałem ją uspokoić. Przynajmniej w miarę możliwości.
- Czyli naprawdę jesteśmy sami? - spytała przełykając nerwowo ślinę. Zsunęła się po ścianie, następnie schowała twarz w dłoniach i zaczęła zanosić się płaczem. Moje serce krwawiło patrząc na zaistniałą sytuację. Znów zadawałem jej ból.
- Tak - odpowiedziałem szepcząc.
Usiadłem obok szatynki z natłokiem myśli w głowie. Nie do końca wiedziałem, jak się zachować, jednak musiałem coś zrobić. Delikatnie odgarnąłem jasne włosy z jej twarzy i łapiąc za podbródek zmusiłem do spojrzenia w moje oczy. Serce w piersi przyspieszyło niczym bolid na torze wyścigowym, ale nie przejmowałem się tym. Stwierdziłem, że dam się ponieść emocjom, wbrew pozorom może wyjść z tego coś naprawdę dobrego.
- Nie płacz - odparłem z fałszywym zadowoleniem. Przejechałem kciukiem najpierw po jednym jej policzku, później po drugim w celu pozbycia się słonych łez. Nie dawałem rady na nie patrzeć.
- Możesz mnie przytulić? - spytała trzęsąc się jak galareta. Lekko mnie to zszokowało, ale ucieszyłem się. Na mojej twarzy od razu wykwitł dorodny uśmiech.
- Jasne - mruknąłem przyciągając jej szczupłe ciało do torsu.
Sam nie do końca wiedziałem jak to się stało. Ostatecznie Dianna siedziała na moich kolanach jedynie w majtkach i krótszej od jakiejkolwiek sukienki koszulce, a ja gładziłem ją po plecach. Czułem, że mój przyjaciel może zacząć płatać figle, więc nerwowo zacisnąłem uda. Liczyłem na umiejętności opanowania własnego pożądania, których chyba nie posiadałem, bo pragnąłem jej bardziej niż kiedykolwiek. Z każdą chwilą dreszcze przechodzące falami stawały się coraz mocniejsze i nie wiedziałem, co z tym zrobić. Nigdy nie pomyślałbym, że zwykłe przytulenie potrafi wywołać takie uczucia, doprowadzić do stanu, w którym ulgę daje zdecydowanie jedno. I gdy już myślałem, że nie wytrzymam, ona odsunęła się nieznacznie, by spojrzeć w moje oczy.
- Dłużej tak nie mogę - powiedziała przez łzy. Jej głos trząsł się niesamowicie przez wszystkie targające nią emocje. Wreszcie się przede mną otwierała.
- O co chodzi?
Miałem wrażenie, że zaraz sam się rozpłaczę. Napaliłem się na przyjaciółkę mojej ukochanej, którą darzyłem niezwykle mocnym uczuciem i jednocześnie raniłem ją każdym wykonanym ruchem. Istny koszmar.
- Może i nie powinnam tego mówić, ale za długo zwlekam. Ja nie umiem jej okłamywać Marc, nikogo nie umiem okłamywać. Fatalnie się z tym czuję, jakbym miała...
- Przecież ustaliliśmy, że jej powiemy, tak? Przy następnej okazji - odparłem zakładając pasmo jej włosów za ucho. Nieznacznie uniosłem kąciki ust ku górze, ale raczej na niewiele się to zdało.
- Ciebie też okłamuję. I samą siebie. Nigdy nie żałowałam tej nocy, od samego początku wręcz się cieszyłam, że miała miejsce. Zdradziłam przyjaciółkę i jestem z tego dumna, a nie powinnam. Tylko, że cholernie Cię kocham, zwyczajnie nie umiem inaczej. Wiem, byliśmy pijani, pewnie nic nie pamiętasz, ale...
- Nie wypiłem nawet kropli - oznajmiłem ścierając łzy z jej policzków. Faktycznie, był to głupi ruch biorąc pod uwagę fakt, iż sam płakałem. Ale robiłem to ze szczęścia ogarniającego mój umysł. Nie wierzyłem własnym uszom. Martinez odwzajemniała moje pierdolone uczucia! Miałem ochotę wybiec na ulicę i zacząć drzeć się na cały głos pod wpływem radości rozpierającej mnie od środka.
- Co ty gadasz? - zmarszczyła brwi zdezorientowana. Znajdowała się ledwie kilka milimetrów ode mnie, mogłem do woli podziwiać jej słodkie usta, zgrabny nosek i niesamowicie hipnotyzujące, czekoladowe tęczówki.
- Mówię, że byłem zupełnie trzeźwy - wyszeptałem powoli zbliżając się do twarzy Hiszpanki. Delikatnie musnąłem jej wargi spragniony wszystkiego, co z nią związane. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, zaraz pogłębiła pocałunek wplatając palce w moje włosy.
Rozkoszowałem się tą chwilą jak żadną inną. Czułem fale podniecenia napływające z każdym momentem coraz częściej i wiedziałem, że nic mnie nie zatrzyma. Niespodziewanie położyłem dłonie na pośladkach dziewczyny, po czym potykając się o własne nogi wstałem. Oplotła mnie w pasie, to zdecydowanie wystarczyło. Byłem gotowy do pójścia na całość. Trzymałem ją na rękach umiejętnie całując słodkie usta. Powoli przesuwałem się w kierunku ściany, ale nie dałem rady. Przycisnąłem jej ciało do czerwonej szafki przelotnie patrząc na nazwisko właściciela. "3, Pique". Uśmiechnąłem się na wspomnienie kolegi z drużyny, jednak nie trwało to długo. Zaraz wróciłem do poprzedniej czynności dokładając do całokształtu język. Martinez momentalnie rozchyliła wargi udzielając mi pozwolenia na pogłębienie pieszczoty. Zamknąłem oczy ogarnięty namiętnością. Mógłbym nie kończyć, a sam to zrobiłem.
- Też Cię kocham Dianna. Jak nikogo innego - mruknąłem uśmiechając się.
Położyła dłoń na moim policzku i delikatnie potrząsnęła głową.
- Przecież jesteś z Is.
- Już niedługo. Po prostu zawróciłaś mi w głowie kochanie.
Otoczyła moją szyję ramionami i zaśmiała się dźwięcznie. Teraz powinno być tylko lepiej. Wsunąłem dłonie pod klubową koszulkę, którą miała na sobie, po czym ułożyłem ją na ogrzewanej podłodze.
- Głupol! Przecież nie chcesz jej ponownie zdradzić.
- Jest świadoma, że to robię. Sama tak mówiłaś.
- Ale nie powinniśmy - mruknęła wzdychając. Oparła głowę o płytki, by móc swobodnie wpatrywać się w moje zielone tęczówki.
Uniosłem brwi, żeby pokazać jej, co o tym wszystkim sądzę. Faktycznie, zachowywałem się jak totalny krety, nic niewarty facet zdradzający narzeczoną na każdym kroku. Ale nie umiałem inaczej. Pragnąłem jej całym sobą.
Powoli zsunąłem z niej trykot blaugrany, aby ujrzeć koronkowy stanik zasłaniający jej piersi. Złapałem w palce podbródek szatynki, po czym pocałowałem ją namiętnie.
- Czyli co, w szatni Barcelony? - spytała ze śmiechem dotykając mojego nagiego torsu.
- I tak nie mamy co robić.
To był ostateczny wyrok. Przygniotłem ją całym ciałem napierając na malinowe usta swoimi. Szybko pozbyłem się dolnej części garderoby, zarówno dresów jak i bokserek, by być w pełnej gotowości. Nasze wargi walczyły o dominację, której żadne nie chciało zdobyć. Wystarczyła czysta przyjemność będąca efektem owego pojedynku. Czułem dłonie na plecach, gdy zacząłem schodzić niżej całując jej szyję. Zatrzymałem się przy dekolcie. Chwilę później granatowy stanik wylądował obok koszulki, a ja mogłem bez przeszkód dotykać jej piersi. Spojrzałem w czekoladowe oczy Dianny i miałem ochotę się zaśmiać. Ponaglały mnie.
Zacisnąłem palce na jej nadgarstku, drugą ręką sięgnąłem trochę niżej. Przejechałem paznokciami po materiale koronkowych majtek, następnie powoli, aczkolwiek stanowczo zacząłem je zsuwać. Widziałem rumieńce na jej twarzy, słyszałem szaleńcze bicie serca. Teraz byliśmy nadzy, zupełnie sami, pozostawieni sobie. Z powrotem zawisnąłem nad nią i delikatnie wróciłem do pocałunków. Włożyłem ręce pod ramiona Hiszpanki, a ona objęła mnie nogami w pasie.
Dłużej nie wytrzymałem. Niespodziewanie naparłem na nią całym ciałem i chwilę później staliśmy się jednością. Jęknęła zaskoczona moją gwałtownością, ale przyjęła narzucone tempo. Przycisnąłem ją do swojego torsu odczuwając coraz to mocniejszą rozkosz z każdym brutalnym pchnięciem. Zamknąłem oczy kierowany pożądaniem. Uśmiechnąłem się odchylając głowę, by następnie złożyć na wargach dziewczyny delikatny pocałunek.
Złapała mnie za włosy przyciągając jeszcze bliżej. Nie miałem pojęcia, że to w ogóle możliwe. Wygięła plecy w łuk, po czym wbiła paznokcie w skórę moich pleców. Zupełnie mi to nie przeszkadzało.
- Nie przestawaj - szepnęła ledwo słyszalnie, kiedy spowolniłem nasze ruchy.
Uśmiechnięty spełniłem tę prośbę. Ująłem jej dłoń czując, że nadchodzi koniec. Zacisnąłem zęby i zaskoczony intensywnością namiętności wykonałem ostatnie pchnięcie. Po wszystkim. Ogarnęły mnie silne fale rozkoszy rozchodzące się po całym ciele. Opuszkami palców dotknąłem jej policzka, czule całując w usta.
_______________
Takie sceny chyba nie są mi pisane. Coś czuję, że lekko ją zawaliłam. Ale mimo wszystko jestem zadowolona, spróbowałam własnych sił i wiem, że muszę sporo dopracować, nim napiszę kolejną tego typu. W tej historii oczywiście już jej nie będzie ;')
W każdym bądź razie dotarliśmy do połowy opowiadania. Zakończenie jest już obcykane, napisane i zaklepane, nie ma zmian. Także zobaczymy, czy przypadnie Wam do gustu. 
Czekam na opinie i mam nadzieję, że mimo lekkiej monotonii przypadł choć trochę do gustu ;*

11 komentarzy:

  1. Omnomnomnomno *__* aj tak słodko! Ale coś czuję, że to długo nie potrwa... no ale mam nadzieję, że to tylko przeczucie i Dianna i Marc będą szczęśliwi :3 przepraszam za brak komentarzy pod ostatnimi postami ale czytałam je późno i już nie miałam siły. Ale teraz będę nadrabiać :) pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Końcówka tego opowiadania bardzo mi się podoba, przynajmniej w wizji *-* W końcu to historia mojego Marca ♥
      W każdym bądź razie dziękuję, że teraz komentujesz. Ja sama często omijam komentarze, czasami zapominam, czasami nie mam siły, więc wykażę się teraz wyrozumiałością i wybaczę ;**
      Dziękuję i również pozdrawiam ;3

      Usuń
  2. Jeżeli myślę o tym, o czym powinnam, to jestem zadowolona, że końcówka, którą zaplanowałaś się nie zmieni :P
    I muszę przyznać, że ta scena, którą opisałaś mi się podobała! Udała Ci się ;)
    A co z Sir Sergim, białym rumakiem i ratunkiem? ;(
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz o tym, o czym powinnaś. No chyba, że ja myślę o czym innym, ale raczej nie;))
      Ulżyło mi, że ktoś napisał pozytywnie o tej scenie, bo biłam się z myślami czy ją publikować, no ale w ostateczności postanowiłam, że nie mam nic do stracenia. Także na Sergiego przyjdzie czas, spokojnie. On tu teraz zawojuje kochana ;**

      Usuń
  3. Trochę? Kochana, ta scena i rozdział są świetne! :-D Jestem pod wrażeniem i już się nie mogę doczekać kontynuacji ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że są pochlebne opinie;) Naprawdę nie uważam jej za dobrą, ale ostateczna decyzja należy do Was, dlatego bardzo dziękuję ;**

      Usuń
  4. Mnie ten rozdział się bardzo podoba. Dla mnie jesteś wzorem do naśladowania. Po prostu ideał. I tak nadal jestem na swoim, że Sergi powinien być z Dianną. Przecież on dla niej tyle robi. A "związek" Marc+Dianna źle się skończy według mojej wizji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby od razu wzorem do naśladowania? Nie przesadzajmy, aczkolwiek naprawdę bardzo mi miło. Dziękuję! ;**
      Sergio to faktycznie wspaniały przyjaciel :')

      Usuń
    2. Oj tam oj tam, żadna przesada ;)

      Usuń
  5. Dobra, czyli Olivia Samo Zuo dodaje swój komentarz (jak zwykle ostatnia, ale to nieistotny szczegół).
    Najpierw myślałam, że jednak to jakoś odkręcisz i zrobisz tak, że jednak nie będą oni zamknięci. Ale cóż... wyszło tak jak wyszło. Ten rozdział czyta się niesamowicie lekko, chociaż jest jak na mój gust troszeczkę krótki, porównując z innymi. Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma! :D Wiedziałam, że to wszystko i tak wyjdzie na jedno. A ty jeszcze śmiałaś mi kity wciskać, że nic tu nie będzie. ;)
    Na pewno nie zawaliłaś tej sceny. W końcu chyba nasz Bartra przejrzał do końca na oczy, iż Dianna to kobieta, z którą chce spędzić życie. Bynajmniej. :) Znając życie, skończy się to jeszcze tak, że biedny Sergi wpadnie do szatni. :/
    Także czekam na następny rozdział z jeszcze większą niecierpliwością! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam :') I tak uwielbiam Twoje komentarze, to niczego nie zmienia. Tasiemce zdecydowanie najlepsze!
      Te kity wciskałam, no bo nie chciałam wtedy pisać tej sceny. Ale rozdział wyszedłby jeszcze krótszy i dupa. Więc stwierdziłam, że w sumie co mi szkodzi. I właśnie w taki sposób powstało to coś wyżej;')
      Ty to umiesz mnie przejrzeć z tym Sergim -_- Ja pizgam i patrz, zdradziłam przez Ciebie, eh...
      Ale i tak dziękuję! ;**

      Usuń