sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział V

Marc
Domyślałem się, że nie będzie łatwo. Zaraz po przeczytaniu wiadomości w mojej głowie pojawiło się tysiąc niepotrzebnych myśli. Bałem się jeszcze niewypowiedzianych słów Martinez, miałem wrażenie, że postawi sprawę jasno i zniknie z mojego życia. A nie zniósłbym czegoś takiego. Pragnąłem jej bliskości, chciałem przytulić ją do piersi i nigdy nie wypuszczać, na każdym kroku delikatnie muskać malinowe usta Hiszpanki, pocieszać ją w złych chwilach, razem przeżywać te lepsze. Jednak odczuwałem cholerny lęk przed odrzuceniem. Wiem, zrezygnować z marzeń ze strachu nad porażką to jak popełnić samobójstwo z przerażenia przed śmiercią. Niemal nielogiczne! Ale mimo wszystko nie umiałem podejść do tej sprawy z jakąkolwiek lekkością.
Przestąpiłem z nogi na nogę, by rozruszać swoje ciało. Niesamowicie zimny wiatr hulał wyrywając ludziom parasolki, z nieba sączyła się mało odczuwalna mżawka, a czarne chmury na niebie zwiastowały okropną ulewę. Poprawiłem kaptur, by zakryć jeszcze suche włosy. Nie mogłem odejść, chciałem wysłuchać każdego, najbłahszego zdania wypowiedzianego przez szatynkę. Może się myliłem i tak naprawdę odwzajemniała moje chore uczucia? Wątpliwe, ale nie niemożliwe.
Rozejrzałem się po raz setny w ciągu kilkunastu ostatnich minut. Prócz Camp Nou na horyzoncie nie było nic godnego uwagi. Przynajmniej przez krótką chwilę, bowiem zaraz moje oczy ujrzały szczupłą, bardzo znajomą sylwetkę. Uśmiechnąłem się, po czym powolnym krokiem ruszyłem w jej kierunku. Musiałem przyspieszyć chwilę, w której usłyszę ten cienki, aczkolwiek niesamowicie wspaniały głos. 
- Cześć - mruknęła z kamienną twarzą stając naprzeciw. 
- Hej - odpowiedziałem dość niepewnie. Schyliłem się, by złożyć na jej policzku pocałunek, jednak nie było mi to dane. Dianna położyła dłoń na mojej piersi odsuwając się. Odczułem lekkie ukłucie  w sercu. Nie chciałem pokazać, że to mnie rani, więc zacząłem rozmowę. - O co chodzi? 
Spojrzała na mnie z bólem, którego nie umiałem znieść. Odwróciłem wzrok z mocno ściśniętym gardłem. 
- Rozmawiałam z Is. Ona coś podejrzewa.
Te słowa były dla mnie niczym siarczysty policzek od przyjaciela. Wszystko nagle straciło sens. A może go nabrało? Sam nie wiedziałem, jak to ująć. Pustka, która mnie w tamtej chwili opętała była nie do opisania.
- Jak to podejrzewa? - wydusiłem z siebie po kilku sekundach milczenia.
- Po prostu przyszła do mnie i powiedziała, że ją zdradzasz.
Martinez spuściła głowę by uniemożliwić mi dostęp do targających nią emocji. A naprawdę bardzo chciałem wiedzieć, co dziewczyna czuje w takiej chwili. Czy mam jakiekolwiek szanse na bycie z nią.
- Tak po prostu? - spytałem unosząc brwi. Coś mi tu śmierdziało. - Chyba jej nie powiedziałaś?
- Co ty! Ale nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam to zrobić - patrzyła prosto w moje oczy. Widziałem ogarniający ją smutek, słone łzy spływające po rumianych policzkach. Zacisnąłem dłonie w pięści, by nie przywalić samemu sobie. To przeze mnie płakała! - Marc, ja już tak nie mogę. Z każdym dniem coraz bardziej się od niej oddalam, a nie chcę tego. Proszę Cię, powiedzmy jej o wszystkim! Błagam!
Wtedy, dokładnie w tamtym momencie znienawidziłem własną osobę do granic możliwości. Gdybym tylko mógł przejąłbym całe cierpienie Hiszpanki. Widzieć negatywne uczucia wywoływane przez swoją osobę w dziewczynie, która znaczy dla Ciebie wszystko to śmierć emocjonalna.
Przerażające. Usiłowałem utrzymać przy sobie dwie wspaniałe kobiety, choć wiedziałem, że prędzej czy później stracę którąś z nich. Może to głupio brzmi, ale dokonałem wyboru.
- W porządku - powiedziałem przełykając ślinę. Co innego mogłem zrobić? Pragnąłem szczerego uśmiechu na jej twarzy, a póki Is będzie żyła w niewiedzy, nie ujrzę go.
- Naprawdę?
Delikatnie uniosła kąciki ust ku górze, co tylko utwierdziło mnie w odpowiedzi na to pytanie.
- Oczywiście, że tak.
Czułem, że to ten moment, lepszego już nie będzie. Targany wątpliwościami zrobiłem krok w przód i powoli zacząłem się przysuwać do warg Dianny. Czekałem na odzew z jej strony, uderzenie w twarz czy zwykłe przeszkodzenie. Nic takiego się nie stało. Dzieliły nas milimetry, a ona jedynie wpatrywała się w moje tęczówki nieznacznie się uśmiechając.
Do pocałunku mimo wszystko nie doszło. Grube krople deszczu spadły na nas zupełnie niespodziewanie. Odsunąłem się gwałtownie i spojrzałem w niebo. Czułem, że to wszystko tak się skończy. Po niecałej minucie przemokłem do granic możliwości, a znałem tak naprawdę jedno miejsce, w którym moglibyśmy się schować.
- Chodź ze mną - rzuciłem, następnie mocno ująłem jej dłoń i pociągnąłem za sobą.
- Ale gdzie? - spytała odgarniając z twarzy mokre kosmyki jasnych włosów.
Nie odpowiedziałem, tylko uśmiechnąłem się promiennie. Bez zastanowienia wszedłem na ulicę. Zaraz usłyszałem pisk opon hamującego samochodu. Nie myślałem racjonalnie, dopiero krzyk dziewczyny uświadomił mi pewne fakty. Zacisnąłem powieki załamany własną głupotą i przytuliłam ją do siebie. Mocno, jakbyśmy zaraz mieli stać się jednością. Nie chciałem, by przytrafiło jej się cokolwiek złego, a kilka sekund temu mogła zginąć. I to przeze mnie. Gorszego przeżycia  człowiek doświadczyć nie może.
- Marc, błagam Cię! Co Ci odbiło?
Nie musiałem na nią patrzeć by wiedzieć, że płakała. Łzy spływające po jej policzkach były spowodowane moją bezmyślnością. Bała się. Potrząsnąłem głową i bez zastanowienia ruszyłem w obranym wcześniej kierunku.
- Spokojnie, to niedaleko - szepnąłem delikatnie gładząc jej mokre włosy.
Wyjąłem z kieszeni jeansów klucze. Ostatni kawałek pokonaliśmy biegnąc, chciałem jak najszybciej znaleźć się w suchym miejscu. Z nią. Nareszcie sami. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wiedziałem, że trzeba ustalić kilka ważnych spraw, jednak sam fakt, iż zyskamy odrobinę prywatności był niezwykle pocieszający.
Dopadłem do metalowych drzwi i jednym, płynnym ruchem otworzyłem je. Pierwsza weszła Martinez, ja zaraz za nią. Początkowo patrzyła na mnie niepewnie, jednak nie trwało to długo. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym zaczęła ściągać mokrą kurtkę.
- Każdy piłkarz ma klucze do stadionu? - spytała lekko rozbawiona.
- Powiedzmy, że posiadam pewne wtyki - zaśmiałem się. - Chodź do szatni, przydałoby się przebrać.
Spojrzałem pytająco na jej dłoń. Szatynka chyba nie do końca wiedziała o co mi chodzi, więc najdelikatniej jak tylko potrafiłem musnąłem ręką skórę jej palców. Mocno zacisnęła je na moim nadgarstku poszerzając istniejący już uśmiech. Nie spodziewałem się takiej reakcji, byłem mile zaskoczony. I choć wiedziałem, że zachowuję się jak kompletny egoista, nie umiałem inaczej.
Zaprowadziłem ją do pomieszczenia, w którym przygotowywaliśmy się przed każdym domowym spotkaniem. Podszedłem do szafki z moim nazwiskiem, wpisałem kod i otworzyłem ją. Złapałem ręcznik, klubową koszulkę oraz dresy, po czym odwróciłem się w stronę Dianny.
- Wolisz górę, czy dół? - spytałem unosząc najpierw jedną część garderoby, później drugą.
- Ty się jeszcze pytasz?!
- Wiesz, facet zawsze ma nadzieję.
Myślałem, że przyłoży mi z liścia, ale ona tylko się zaśmiała. Gdybym coś podobnego powiedział Is przed związkiem, dawno oberwałbym za niestosowne zachowanie. Ale Hiszpanka była inna. Wiedziała, kiedy można żartować.
Rzuciłem w jej stronę granatowy ręcznik z koszulką w komplecie i mrugnąłem nieznacznie.
- Znajdziesz łazienkę, prawda?
- Zgaduję, że to te drzwi - uśmiechnęła się promiennie wskazując za mnie. Innych nie było.
- Brawo, w takim razie ja zostanę tutaj.
Poczekałem, aż zniknie z pola widzenia. Westchnąłem, kiedy jej szczupła sylwetka zniknęła za drzwiami, nie mogłem powstrzymać szalejącej we mnie radości. Kąciki moich ust automatycznie wędrowały ku górze, jakby podniecanie się przyjaciółką własnej narzeczonej było normalne. Westchnąłem, by wrócić do świata równoległego i zabrałem się za zdejmowanie mokrych ciuchów. Powoli zsunąłem z siebie jeansy, następnie przesiąknięte wodą bokserki i czym prędzej założyłem klubowe dresy. Miałem ochotę zaśmiać się ironicznie, bowiem kilka sekund później do szatni wróciła Martinez. Spojrzałem na nią i delikatnie otworzyłem usta. Moja meczowa koszulka była na nią o wiele za duża, sięgała jej do połowy ud, ale dodawała też seksowności. Nic tak nie pociągało jak dziewczyna w trykocie twojego ukochanego klubu, do tego niemalże naga.
- To co teraz? - zapytała rozwieszając ubrania na wieszakach.
- Myślę, że pójdę zadzwonić do Martina.
Szybko ściągnąłem koszulę niechętnie odwracając od niej wzrok, po czym skierowałem się ku drzwiom z telefonem w ręku. Złapałem za klamkę, nacisnąłem i pchnąłem ją z całej siły. Nie ustąpiła. Wytrzeszczyłem oczy ponawiając próbę otworzenia przejścia na korytarz, jednak nic z tego. Ktoś nas najzwyczajniej w świecie zamknął. 
_______________
Chyba nic wielkiego do powiedzenia nie mam. Tego rozdziału nawet nie komentuje...
Zapraszam jedynie na nowego bloga o Langeraku:
Tymczasem pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, że Wam to wyżej do gustu jako tako przypadnie;**
I szczęśliwego Nowego Roku! ♥

19 komentarzy:

  1. Widzę, że Marc teraz bez Martina sam nic nie zrobi xd Ale się im przytrafiło, że ktoś zamknął drzwi! Teraz ciekawa jestem co będzie dalej!
    A teraz rycerz w lśniącej zbroi, sir Sergi powinien ich ocalić, o!
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rycerz w lśniącej zbori, podoba mi się to określenie *-*
      Dziękuję za komentarz i wgl wyrażanie chęci czytania tego ;**

      Usuń
  2. Wziuwziuwziuu ❤
    Rozdział bardzo mi się podoba!;)
    Kurcze wizja ich obojga zamkniętych w tej szatni ..xD
    Mam nadzieję, że powiedzą o wszystkim Is..
    Uwielbiam ✌❤
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał, bo mi tak średnio przypadł do gustu;)) Ogólnie ostatnio co piszę, to gorzej;// Ale wizja faktycznie piękna, dlatego ją tutaj umieściłam ^^
      Dziękuję za wszystko i również przesyłam buziaki! ;**

      Usuń
  3. O Bosze Bosze Bosze Bosze... Klawiatura mi się zacięła. :"D
    Może w końcu mój komentarz będzie pierwszy, albo i nie. Pewnie znów się tak rozpisze, że ktoś mnie uprzedzi. Grrrr -,-
    Ale dobra, wróćmy do tekstu i jego zawartości. Szkoda tylko, że jest trochę krótszy od jego poprzedników. Ale cóż, to i tak jest dzieło sztuki. <3 Dostałam palpitacji serca w momencie czytania końcówki poprzedniego rozdziału, kiedy Marc dostał tego sms'a od Diany. Wiedziałam, że będzie ciężko. Tak naprawdę muszę powiedzieć, że jestem miło zaskoczona. I tym razem nasz bohater nie zrobił z siebie idioty, brawo. :D Jestem też zdziwiona, że już w tym momencie chcą powiedzieć wszystko Is. Myślałam, że Bartra będzie się wymigiwał od tego, żeby tylko zyskać na czasie. Chyba jednak zauważył, jak bardzo rani to Dianę. Jednakże po wejściu do szatni byłam spokojna, chociaż wiem, iż ta ważniejsza rozmowa jeszcze przed nimi. Akurat ktoś musiał zamknąć szatnię, kiedy oni tam byli. :3 Coś mi się wydaję, że następny rozdział będzie o wiele ciekawszy od tego, co nam tutaj zaprezentowałaś. :)
    Z ogromną, przeogromną niecierpliwością wypatruję dalszego rozwoju akcji! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to wiedziałaś, co się stanie, haha ;))
      Wiesz, robienie z Marca idioty może kiedyś stanie się moją pasją, ale nie dzisiaj. Uznajmy, że naprawdę bardzo go lubię ;p
      Następny rozdział może być moim ulubionym, ale niczego nie obiecuję. Pewnie wyjdzie kolejne bohomastwo, jednam nic z tym nie zrobię;// Niestety...
      Dziękuję bardzo za taki wspaniały komentarz kochanie ;** Niesamowicie przyjemnie się je czyta ♥

      Usuń
  4. Jejku. Ten rozdział wzbudza we mnie mnóstwo emocji. Pozytywnych oczywiście ;) Ktoś ich zamknął... Ciekawe co teraz zrobią? :p Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! ;* Uwielbiam Twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, ale wiesz;) To nie jedyne, które piszę ;**
      Cieszę się, że ktoś czyta moje bohomazy <33

      Usuń
    2. Bohomazy?! Nie rozśmieszaj mnie. To są małe cudeńka ;****

      Usuń
    3. Aż mi się miło na sercu zrobiło, dziękuję bardzo ;**

      Usuń
    4. Och, nie masz za co dziękować ;**

      Usuń
  5. Aaaaaaaaaaaaa jaki Marc *.*
    Ja tam sobie podejrzewam, kto ich zamknął, ale póki co zostawiam to dla siebie. ^^
    Świetny rozdział <3
    Zapraszam na nowego bloga: http://our-wildest-moments.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda ostatnio bastuję z blogami o Reusie, ale jak będę miała chwilkę to wpadnę;))
      Kto ich zamknął? Szerze to o tym nie myślałam, raczej babka sprzątająca ;p To miało wyjść przypadkiem, ale może zrobię z tego podstęp?;))
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam;**

      Usuń
  6. No więc tak :)
    Czytam każdy rozdział, choć naprawdę nie mam czasu komentować. Ale czytam. Każdy. Zawsze. Zwykle jako pierwsza, przed komentarzami :D
    Jestem pod wielkim wrażeniem twojego stylu pisania. Niesamowite jest to co robisz i proszę, rób to dalej bo bardzo miło się to czyta :3
    Czekam na następny (choć pewnie i tak go nie skomentuję, ale na pewno przeczytam) :*
    Zapraszam do mnie ♥
    http://francescfabregasblog.blogspot.com/
    http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, ja rozumiem, że nie każdy jest w stanie skomentować;)) Prosiłabym jedynie o komentarze pod epilogiem z wyrażeniem całej opinii o opowiadaniu, ale mimo wszystko miło jest zobaczyć komentarze pod rozdziałem. Pewnie sama coś o tym wiesz.
      Nie przesadzaj, że pod wrażeniem;)) Nie piszę wcale dobrze, zwyczajnie przeciętnie, ale dziękuję za miłe słowa ;**

      Usuń
  7. Nowy rozdział jak zawsze mnie zachwycił. Mam nadzieję, że Marc niczego nie odwali. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marc odwali jeszcze wiele w tym opowiadaniu, w końcu to wielki debil;)) Ale co to nie zdradzam, ani kiedy też nie zdradzam. Bo chyba nie miałoby to najmniejszego sensu.
      Jednak dziękuję i również pozdrawiam ;*

      Usuń
  8. Przepraszam, nie komentowałam, wiem. Ale ostatnio nigdzie nie pisałam komentarzy i teraz to nadrabiam. Rozdział, jak i poprzednie, genialny. Raz, że świetnie napisane i czyta się to z największą przyjemnością, a dwa- no powiem, że zaskoczyłaś mnie baaardzo tymi wydarzeniami. Wiedziałam, że coś między nimi się wydarzy, ale że aż tyle i tak szybko- tego się nie spodziewałam, ale to właśnie o to chodzi w opowiadaniach :D Oczywiście jestem ciekawa co będzie dalej i jak ta dwójka rozwiąże swój, nie mały, problem :)
    Życzę weny i zapraszam do siebie :*
    http://unbreakable18.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasami nie komentuje, ale nie ma za co przepraszać. Rozumiem, że nie ma się nawet chwili wolnego, więc wybaczam, sama czasami mam takie momenty.
      Cieszę się, że widzę tutaj takie miłe słowa. Naprawdę, przeczytać coś takiego od takiej wspaniałej blogerki to po prostu miód na serce. Nie jestem pewna co do następnego rozdziału, ale trudno.
      To opowiadanie ogólnie miało być niedługie, więc akcja dzieje się szybko. Jakoś nie wyobrażam sobie pisania długaśnych konwersacji w tego typu opowiadaniu. Ale cieszę się, że to nie przeszkadza.
      Rozdział u Ciebie skomentowany ♥ I jeszcze raz dziękuję za wszystko ;**

      Usuń