Dianna
Człowiek całe życie walczy o to, czego pragnie najbardziej. Broni własnych idei, stara się unikać kłótni, popełnia głupie błędy. Mimo wszystko dąży do obranego celu, by zapracować sobie na możliwie najdogodniejsze stanowisko w tej tułaczce. Ja nie miałam już siły. Straciłam niemalże wszystko, nie posiadałam nikogo dającego mi prawdziwe wsparcie, będącego w stanie wyciągnąć pomocną dłoń w najtrudniejszych chwilach. Jedyne, do czego byłam zdolna to odpuścić i zapłakać się na śmierć. Kto wie? Może nawet szłam w tym kierunku?
Nienawidziłam cholernego poczucia bezsilności. Ale naprawdę nie zostało mi nic innego jak wylać tony łez, odejść i dać spokój. Za mocno zraniłam, by tak po prostu starać się znów zawitać w ich życiorysie. Przynajmniej w stosunku do niej.
Zacisnęłam dłonie w pięści dławiąc się słoną wodą. Nogi miałam jak z waty, gdyby nie silne ramiona Bartry przyciskające mnie do męskiego torsu pewnie leżałabym teraz bezwładnie na ziemi czekając, aż sprawa sama się rozwiąże.
- Kochanie, proszę Cię! Przecież nic takiego się nie stało.
Ścisnęłam zęby ledwo powstrzymując spazmy histerycznego płaczu. Czy on naprawdę nic nie rozumiał? A może udawał głupiego? Sama nie wiedziałam, nie umiałam skupić myśli w jednym punkcie. Krążyły od Sergiego przez Marca do Isabel pędzącej teraz ulicami Barcelony w nieznanym mi celu. Byłam najgorszą osobą, jaką widział ten świat.
- Nic się nie stało? - syknęłam delikatnie się od niego odsuwając. - Czy ty siebie słyszysz?!
Przytulił mnie mocno wzbudzając tym samym masę sprzecznych emocji. Próbowałam oddzielić dyktanda serca od rozumu, ale nie szło mi dobrze. Najlepiej zatonęłabym w jego wargach dających mi tak wielkie szczęście. Nie teraz! Właśnie pokazywał, jak wielkim był palantem pozwalając swojej narzeczonej, a raczej byłej narzeczonej tak zwyczajnie odejść. Zupełnie nie przejął się jej cierpieniem, tym bólem tryskającym wewnątrz smukłego ciała będącym w stanie sprowadzić niektórych na dno. Byleby tylko samemu mieć dobrze.
Prychnęłam zniesmaczona. Musiał to zauważyć, bo automatycznie zaczął gładzić dłonią moje splątane włosy. Modliłam się, by przestał. Chciałam tego, pragnęłam jego bliskości, jednak bez niej byłoby mi o wiele łatwiej zacząć naprawiać to, co zepsułam w tak idiotyczny sposób.
- Skarbie, musisz zrozumieć, że nie da się mieć wszystkiego - szepnął zakładając zabłąkany kosmyk moich ciemnych włosów za ucho. - Teraz możemy być razem. Już na zawsze.
Jak gdyby nigdy nic, zaczął się powolutku przybliżać w celu przyssania się do mych warg. Nie wytrzymałam. Zaciskając powieki zamachnęłam się z całą siłą uderzając w idealnie ogolony policzek. Stoper chwiejnym krokiem cofnął się o parę kroków. Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Byłam niemal przekonana, że nikt nie potraktował go równie okropnie. Dziewczyny zwykle same próbowały go uwieść. A tu zjawia się taka nic nieznacząca Dianna Martinez pozornie zakochana w nim po same uszy i strzela mu z liścia. Przełknęłam głośno ślinę starając się opanować narastającą frustrację.
- Wynoś się z mojego życia! - krzyknęłam wskazując drzwi. - Nie chcę Cię znać!
- Ale...
- Żadnego pierdolonego ale! Nie mam najmniejszego zamiaru z tobą być!
Widziałam, jak wielkie wrażenie zrobiły na nim moje słowa.
- Przecież mówiłaś, że...
- Bo to prawda - mruknęłam oddychając głęboko. Coś musiało dodać mi odwagi w podjęciu niezwykle ważnej decyzji. - Ale nie chcę takiego związku. To nie ma najmniejszego sensu, my... nie mamy sensu.
Zaczął nerwowo pocierać kark myśląc, co ma mi odpowiedzieć. W pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że zostawi to bez komentarza. Tak się jednak nie stało.
- W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać - odparł spuszczając wzrok. Nie musiałam długo czekać, aż zniknie mi z oczu. Zaraz wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Oszołomiona dopadłam do zamka. Przekręciłam go w pośpiechu. Wtedy najmniej potrzebną mi sytuacją były odwiedziny kogoś z zewnątrz. Zsunęłam się na podłogę pozwalając uczuciom wyjść na światło dzienne. Łzy spływały w dół mocząc dekolt koszulki, ukazując władający mną ból. Nigdy nie myślałam o podobnej sytuacji w moim życiu. Ono zawsze było nudne, bez wyrazu. A teraz nawaliłam po całości pozwalając odejść dwóm tak naprawdę najważniejszym osobą.
Czułam się niczym wrak Titanica lezący na dnie oceanu. On zatonął ponad sto lat temu, ze mną działo się dokładnie to samo teraz. Moje serce krwawiło obficie zwiastując silne załamanie. Bałam się, że z tego nie wyjdę. Ogarniał mnie już nie tylko niesamowicie silny ból, ale także strach i rozdarcie. Z jednej strony bardzo chciałam zadzwonić do Bartry, cofnąć wszystkie wypowiedziane słowa, zatonąć w jego objęciach i po prostu być szczęśliwą. Z drugiej jednak pragnęłam odnaleźć Roberto. Przytulić się do niego, znów poczuć zapach tak doskonale znanych mi perfum, odzyskać wsparcie, zakochać się w nim po uszy, choć od dawna darzyłam go pewnego rodzaju miłością.
W ciągu tygodnia z szarej myszki przemieniłam się w człowieka rodem z tanich powieści dla naiwnych nastolatek, w których główną rolę pełnił banalny trójkąt miłosny.
Na trzęsących się nogach ruszyłam w kierunku sypialni. Dreszcze co jakiś czas przeszywały moje ciało bezustannie przypominając zdarzenia sprzed paru sekund, minut, godzin. Przeżywałam własną, wewnętrzną tragedię. I bardzo chciałam, by wreszcie dobiegła końca.
Usiadłam przy biurku wyciągając gruby zeszyt z szuflady. Złapałam długopis drżącymi palcami i biorąc głęboki oddech zaczęłam pisać. Słyszałam, że w pewnym sensie poprawia to samopoczucie po stracie.
Drogi Pamiętniku? Nie do końca wiem, jak mam zacząć...
Zawsze myślałam, że miłość jest czymś pięknym. Potrafi uskrzydlać, dawać ludziom tony radości będącej w stanie zaprowadzić nas ku prawdziwemu, szczeremu spełnieniu. Teraz znam prawdę i nigdy nie uwierzę w równie beznadziejną bajkę.
Miałam go na wyciągnięcie ręki, nawet nie musiałam się starać. Wystarczyło jedynie wypowiedzieć krótkie słowo dające bezkonkurencyjną dawkę radości. Nie zrobiłam tego. Nie mogłam, nie umiałam, może nawet nie chciałam. Darzę go zbyt wielką miłością, by tak po prostu z nim być. Wiem, głupio to brzmi. Ale po zranieniu tylu bliskich mi osób nie dam rady postąpić w tak egoistyczny sposób. Zresztą kocham Sergiego. Dlaczego więc nie mogę dać nam szansy? Czemu nie potrafiłam odpowiedzieć mu tym samym, gdy wyszeptał te dwa, niezwykle piękne słowa? Jego głos ciągle brzmi w mojej głowie, sylaby wychodzące z tych słodkich warg układające się w tak piękne stwierdzenie nadal nie dają mi spokoju. "Kocham Cię".
To wszystko jest zdecydowanie zbyt trudne. Mogłam mieć obydwu, teraz siedzę tutaj sama wypłakując oczy z cierpienia. Doświadczam cholernie długiej ekstazy bólu psychicznego rozdzierającego każdy narząd znajdujący się wewnątrz mojego ciała. Najchętniej zawisłabym na grubej linie okręconej wokół szyi. Ale doskonale wiem, że to żadne rozwiązanie problemu. Najlepiej chyba... zacząć od nowa.
Spojrzałam w okno załamana własną postawą. Ku tak zuchwałemu czynowi pchały mnie już nie tylko zranione uczucia, ale także chęć pozbycia się wszystkich wspomnień. Tutaj na każdym kroku przeżywałabym prawdziwe katusze. W innym mieście, może nawet kraju mogę odrodzić się na nowo. O ile będę w stanie zapomnieć.
- Warto spróbować - szepnęłam ocierając zaczerwienione policzki ze słonej wody.
Westchnęłam wyjmując z szafy obszerną walizkę. Zagryzając dolną wargę rozsunęłam suwak niepewna tego, co robię. Czy oby ta decyzja nie jest zbyt pochopna. Byłam młoda, miałam setki marzeń i tak naprawdę całe lata życia przed sobą. Ale nie tutaj, nie w tym miejscu. Barcelona jakby umarła dla mnie w momencie zamknięcia się drzwi za wściekłym Sergim. Już nie istniała.
Wyjmowałam z szafy każdą rzecz po kolei. Spojrzałam na meczową koszulkę Blaugrany z nazwiskiem stopera. Jedna łza spłynęła w dół starając się wyprzeć wszystkie moje uczucia w kierunku tego dupka. Pospiesznie ją otarłam. Wrzuciłam trykot do kosza na śmieci z obrzydzeniem. Nie w stosunku do klubu, było ono kierowane do jednego grającego w nim piłkarza. Fatalnego, wręcz beznadziejnego, męskiego przypadku. Złapałam zeszyt leżący na biurku i drżącymi dłońmi wyrwałam jedną kartkę. Nakreśliłam na niej kilka niezbyt spójnych słów. Musiałam jedynie pokazać, że żyję i w pewnym sensie mam się dobrze. Wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. Położyłam ją na stoliku w salonie, po czym wróciłam do pakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Nie trwało to długo. Pół godziny później dopychałam kosmetyczki i ukochane zdjęcie z Roberto. Z niewielkimi problemami zapięłam bagaż biorąc głęboki oddech. Ostatni raz rozejrzałam się dookoła upewniając w tym, co pragnę zrobić.
Zarzuciłam na ramiona cienki płaszcz wybrany przez pomocnika Barcy. W moich oczach znów zagościły łzy. Każde, najmniejsze wspomnienie się z nim wiązało. To zdecydowanie zbyt przytłaczające. Zostać tutaj, myśleć o nim, wpadać na niego niemal na każdym kroku... Jestem zbyt krucha psychicznie, by wytrzymać coś podobnego.
Złapałam uchwyt walizki i nie przejmując się zamykaniem drzwi wyszłam na korytarz. Wtargałam torby do windy, po czym trzęsącymi się palcami wcisnęłam przycisk z zero. Chciałam jak najszybciej zniknąć z tego budynku. Minęłam po drodze dwie sąsiadki lustrujące mnie wzrokiem. Wszyscy tacy byli, nawet ja. Interesujemy się życiem innych, rozpuszczamy plotki nawet nie wiedząc, co dana osoba czuje w tak fatalnej chwili. Obiecałam sobie, że więcej nie popełnię równie fatalnej gafy i stanęłam przed klatką. Wyjęłam z kieszeni telefon mrugając gwałtownie. Próbowałam w ten sposób zatamować fazy płaczu wywoływane niekończącym się, a wręcz narastającym z każdą sekundą bólem. Muszę przyznać, iż całkiem nieźle mi to wychodziło.
Niepewnie wybrałam krótki numer i szybko, by się nie rozmyślić zamówiłam taksówkę. Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz. Widniał na nim uroczo uśmiechający się Sergi na stadionie po wygraniu ostatniego Mistrzostwa Hiszpanii. Przełknęłam głośno ślinę. Zupełnie nieświadoma tego, co robię weszłam w kontakty, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po pierwszym sygnale głos uwiązł mi w gardle.
- Cześć, nie mogę teraz odebrać. W razie potrzeby zostaw wiadomość.
Typowe. Właśnie tego się spodziewałam. Już miałam się rozłączyć, jednak niezbyt wiadoma siła odciągnęła mnie od tego pomysłu.
- Hej Sergi - szepnęłam drżąc. Całe moje ciało przechodziły spazmy dreszczy. - Wiem, że pewnie nie chcesz mnie teraz słuchać. I że nie powinnam robić tego przez telefon. Ale... ale moje serce wybrało samo i wcale nie mówię tu o Marcu. Proszę, przyjedź do mnie. Znajdź mnie. Proszę! Za bardzo Cię...
Ograniczenie czasowe! Cholera! Czując łzy na policzkach schowałam komórkę na miejsce. Czekałam jeszcze chwilkę, aż barcelońska taksówka stanie na podjeździe. Wpakowałam walizki do bagażnika i zatrzaskując go ostatni raz spojrzałam w okno mieszkania, które do niedawna nazywałam domem. Wsiadłam do auta z impetem zatrzaskując drzwi.
- Na lotnisko proszę.
Londyn. To miasto obrałam sobie za cel tej niezwykle nieprzyjemnej wycieczki. A raczej przeprowadzki.
_______________
Ten rozdział jest jednym z niewielu, które w moim mniemaniu przejdą jeszcze jako takie testy:)) Za dużo opisów, nie lubię tworzyć takich opowiadań. No ale siłą rzeczy musiałam i lepiej przygotujcie się na to, bo w kolejnych jest niewiele lepiej ;')
Na koniec chcę zaprosić Was na bloga Olivii Reus. Spokojnie, nie chodzi mi o te z Marco czy Mario w roli główniej. Namówiłam ją na Ramoska, jestem w fazie proszenia o Ramseya i Isco. Wiecie, co robić ;*
http://no-siempre-juntos.blogspot.com
Dziękuję za wszystko i do zobaczenia! <3
Westchnęłam wyjmując z szafy obszerną walizkę. Zagryzając dolną wargę rozsunęłam suwak niepewna tego, co robię. Czy oby ta decyzja nie jest zbyt pochopna. Byłam młoda, miałam setki marzeń i tak naprawdę całe lata życia przed sobą. Ale nie tutaj, nie w tym miejscu. Barcelona jakby umarła dla mnie w momencie zamknięcia się drzwi za wściekłym Sergim. Już nie istniała.
Wyjmowałam z szafy każdą rzecz po kolei. Spojrzałam na meczową koszulkę Blaugrany z nazwiskiem stopera. Jedna łza spłynęła w dół starając się wyprzeć wszystkie moje uczucia w kierunku tego dupka. Pospiesznie ją otarłam. Wrzuciłam trykot do kosza na śmieci z obrzydzeniem. Nie w stosunku do klubu, było ono kierowane do jednego grającego w nim piłkarza. Fatalnego, wręcz beznadziejnego, męskiego przypadku. Złapałam zeszyt leżący na biurku i drżącymi dłońmi wyrwałam jedną kartkę. Nakreśliłam na niej kilka niezbyt spójnych słów. Musiałam jedynie pokazać, że żyję i w pewnym sensie mam się dobrze. Wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. Położyłam ją na stoliku w salonie, po czym wróciłam do pakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Nie trwało to długo. Pół godziny później dopychałam kosmetyczki i ukochane zdjęcie z Roberto. Z niewielkimi problemami zapięłam bagaż biorąc głęboki oddech. Ostatni raz rozejrzałam się dookoła upewniając w tym, co pragnę zrobić.
Zarzuciłam na ramiona cienki płaszcz wybrany przez pomocnika Barcy. W moich oczach znów zagościły łzy. Każde, najmniejsze wspomnienie się z nim wiązało. To zdecydowanie zbyt przytłaczające. Zostać tutaj, myśleć o nim, wpadać na niego niemal na każdym kroku... Jestem zbyt krucha psychicznie, by wytrzymać coś podobnego.
Złapałam uchwyt walizki i nie przejmując się zamykaniem drzwi wyszłam na korytarz. Wtargałam torby do windy, po czym trzęsącymi się palcami wcisnęłam przycisk z zero. Chciałam jak najszybciej zniknąć z tego budynku. Minęłam po drodze dwie sąsiadki lustrujące mnie wzrokiem. Wszyscy tacy byli, nawet ja. Interesujemy się życiem innych, rozpuszczamy plotki nawet nie wiedząc, co dana osoba czuje w tak fatalnej chwili. Obiecałam sobie, że więcej nie popełnię równie fatalnej gafy i stanęłam przed klatką. Wyjęłam z kieszeni telefon mrugając gwałtownie. Próbowałam w ten sposób zatamować fazy płaczu wywoływane niekończącym się, a wręcz narastającym z każdą sekundą bólem. Muszę przyznać, iż całkiem nieźle mi to wychodziło.
Niepewnie wybrałam krótki numer i szybko, by się nie rozmyślić zamówiłam taksówkę. Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz. Widniał na nim uroczo uśmiechający się Sergi na stadionie po wygraniu ostatniego Mistrzostwa Hiszpanii. Przełknęłam głośno ślinę. Zupełnie nieświadoma tego, co robię weszłam w kontakty, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po pierwszym sygnale głos uwiązł mi w gardle.
- Cześć, nie mogę teraz odebrać. W razie potrzeby zostaw wiadomość.
Typowe. Właśnie tego się spodziewałam. Już miałam się rozłączyć, jednak niezbyt wiadoma siła odciągnęła mnie od tego pomysłu.
- Hej Sergi - szepnęłam drżąc. Całe moje ciało przechodziły spazmy dreszczy. - Wiem, że pewnie nie chcesz mnie teraz słuchać. I że nie powinnam robić tego przez telefon. Ale... ale moje serce wybrało samo i wcale nie mówię tu o Marcu. Proszę, przyjedź do mnie. Znajdź mnie. Proszę! Za bardzo Cię...
Ograniczenie czasowe! Cholera! Czując łzy na policzkach schowałam komórkę na miejsce. Czekałam jeszcze chwilkę, aż barcelońska taksówka stanie na podjeździe. Wpakowałam walizki do bagażnika i zatrzaskując go ostatni raz spojrzałam w okno mieszkania, które do niedawna nazywałam domem. Wsiadłam do auta z impetem zatrzaskując drzwi.
- Na lotnisko proszę.
Londyn. To miasto obrałam sobie za cel tej niezwykle nieprzyjemnej wycieczki. A raczej przeprowadzki.
_______________
Ten rozdział jest jednym z niewielu, które w moim mniemaniu przejdą jeszcze jako takie testy:)) Za dużo opisów, nie lubię tworzyć takich opowiadań. No ale siłą rzeczy musiałam i lepiej przygotujcie się na to, bo w kolejnych jest niewiele lepiej ;')
Na koniec chcę zaprosić Was na bloga Olivii Reus. Spokojnie, nie chodzi mi o te z Marco czy Mario w roli główniej. Namówiłam ją na Ramoska, jestem w fazie proszenia o Ramseya i Isco. Wiecie, co robić ;*
http://no-siempre-juntos.blogspot.com
Dziękuję za wszystko i do zobaczenia! <3
Co to się porobiło... :o Dianna wyjeżdża i chyba nieźle się pogubiła. Sama już nie wie, kogo kocha... Współczuję jej, bo jej życie tak momentalnie się posypało. :( Eh, nie mogę się już doczekać kontynuacji ;* I w wolnej chwili zapraszam do mnie, jeśli będziesz miała ochotę ;)
OdpowiedzUsuńTrochę inaczej miał wyglądać koniec tego opowiadania, ale jedna z tych niżej truła i w końcu wytruła. W sumie nawet dobrze się stało, bo ten, którego wybrałam o wiele lepiej pasuje mi do roli, którą dostał ;))
UsuńDziękuję za wszystko ;*
Chcę Sergiego!
OdpowiedzUsuńTak mi się żal go zrobiło. Chodzi mi o jego postawę w ostatnim rozdziale. Płakałam razem z nim. A Dianna... może wyjedzie, wszystko przemyśli i wróci. Mam nadzieję, że wybierze Roberto.
Nie wiem ile razy o tym mówiłam. Ale dodam na koniec, że uwielbiam Cię oraz tego bloga i do końca lutego chętnie zobaczyłabym kilka rozdziałów (wiesz, od poniedziałku mam ferie i muszę mieć co czytać xd).
Pozdrawiam ;*
Ja kocham i Sergiego i Bartrę. W pewnym sensie oczywiście, tak jak da się kochać piłkarza wrogiego klubu. Wyjątkiem jest jedynie Ivan, on był niegdyś po tej samej stronie barykady... Ale przechodząc do rzeczy. Miałam niemały problem z wyborem, to prawda:) Ktoś mi jednak pomógł, więc poszło w miarę sprawnie.
UsuńZ tym uwielbieniem to jednak lekka przesada, bo czytałam masę lepszych opowiadań, no ale dziękuję bardzo. ;**
Zazdroszczę ferii >.<
Oooo tak! Tego było mi trzeba! Marc myślał tylko o sobie i o swoich zachciankach, bo jak to inaczej nazwać? Olał całkowicie narzeczoną dla innej laski.. Chamidło, no! Takiego to tylko w tyłek kopnąć!
OdpowiedzUsuńDobrze, że zdała sobie sprawę, że kocha swojego przyjaciela, bo to jemu od samego początku kibicowałam. Sergi jest kochany i słodki :3 Mają być razem, koniec i kropka!
Teraz niestety więcej nie wymyślę, by tu napisać. Obecnie za bardzo jaram się Rafinhą, Jonathanem i Gio, grającymi razem na jednym boisku *.*
Czekam na kolejny rozdział <3
Kopniesz Marca w tyłek? xd Chcę to zobaczyć *.*
UsuńDla Ciebie Sergi zawsze jest kochany i słodki. Co by to było, gdybym pisała o Rafie... Nie, nie widzę tego :)
Wiedziałam że będzie z Roberto ¤♡¤
OdpowiedzUsuńKażdy ma swoje przypuszczenia ♥
UsuńNo jak? Znajdę Cię ;* Moje miśki takie skrzywdzone, ale ja z chęcią któregoś przygarnę. Nawet teraz! <3
OdpowiedzUsuńNie wiem którego bardziej mi żal. Kurde no ;-;
Kocham kocham kocham kocham kocham kocham kocham <3333333333333333
Buziaki skarbie! ;*
Ty przygarniasz Marca, ja Sergiego. Idziesz na to? Oczywiscie, że tak! :'))
UsuńTeż kocham skarbie, oj kocham za Ramosa i Aarona XD :*