Sergi
Chwilę temu wybiła piętnasta. Jest późno. Zdecydowanie za późno. Przyspieszyłem kroku wypruwając przy tym płuca. Nie miałem czasu czekać na taksówkę. Ani tłuc się nią ulicami miasta. Bieg powinien wszystko załatwić. Taką miałem nadzieję.
Wpadłem na lotnisko zdyszany do granic możliwości. Przystanąłem na chwilę opierając dłonie o kolana. Próbowałem uspokoić urywany oddech. Za dużo wysiłku. I mówi to piłkarz potrafiący wytrzymać na murawie pełne dziewięćdziesiąt minut. Pokręciłem głową przechodząc pod tablicę przylotów i odlotów. Ostatni samolot do Londynu wystartował osiem godzin temu, następny wylatuje za dwie. Ogarnęło mnie błogie poczucie ulgi. Kilkaset minut i znów poczuję jej perfumy. Za niedługo kolejny raz będę mógł napawać się ciepłem jej ciała.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu kasy biletów. W hali panował kontrolowany przez ochroniarzy chaos wyprowadzający mnie powoli z równowagi. Normalnie nie zwracałbym uwagi na płaczące dziecko czy dziewczynkę błagającą mamę o kupno nowej lalki. Wtedy dosłownie wszystko rozpraszało moją uwagę. Byłem niczym tykająca bomba. Każde, najmniejsze tknięcie mogło doprowadzić do wybuchu. A najbardziej przerażający był chyba fakt, ż nie miałem o co się wściekać. Całe moje wnętrze skakało z radości jakby parę momentów temu nie skręcało się z cierpienia. Stałem się tak szczęśliwy, że gdyby ta radość dawała światło, cała ziemia kąpałaby się teraz w jasnych promieniach. Nigdy nie doświadczałem czegoś równie pięknego. A wystarczyło uwierzyć. W końcu gwiazdy nie muszą spadać z nieba, czterolistne koniczyny rosnąć na trawnikach bym mógł spełnić marzenia. Powinienem wcześniej sobie uświadomić, że gdy jednej osobie zależy naprawdę mocno, nie powinna odpuścić. Wręcz przeciwnie. Należy podjąć walkę o to, co daje nam nieograniczony uśmiech na twarzy, wprawia ciało w niesamowicie przyjemne drżenie, często niemal zabija unosząc między chmury. Prawdziwa miłość zdarza się tylko raz w życiu i pod żadnym pozorem nie można z niej tak po prostu zrezygnować!
Delikatnie uniosłem kąciki ust ku górze. Chciałem pokazać ludziom dookoła moją lepszą wersję. Pragnąłem wykrzyczeć towarzyszące mi emocje, wyznać uczucia w kierunku tej niesamowitej Hiszpanki nie tylko jej, ale i całemu światu. Może to i głupie, ale niezwykle prawdziwe.
Zagryzłem dolną wargę stawiając coraz to kolejne kroki w kierunku kobiety siedzącej za kasą. Położyłem dłonie na ladzie od razu zwracając na siebie uwagę. Zaniemówiła otwierając lekko usta, jednak zaraz z powrotem je zamknęła. Takie sytuacje niemal zawsze mnie śmieszyły. Nie tym razem.
- Proszę bilet na najbliższy lot do Londynu - powiedziałem wyjmując portfel z tylnej kieszeni spodni.
Zlustrowała mnie wzrokiem marszcząc brwi.
- Następne połączenie z angielskimi lotniskami będzie za dwa tygodnie. Inne bilety zostały wyprzedane.
Trochę czasu minęło, nim słowa brunetki do mnie dotarły. Automatycznie zacisnąłem dłonie w pięści opanowując chęć rozwalenia pierwszej lepszej rzeczy.
- Jak to?!
- Ludzie rzucili się na wycieczki do Londynu. Współpracujemy z tutejszym biurem podróży, sylwester, święta, chyba pan rozumie.
- Nie rozumiem - odparłem najspokojniej, jak tylko potrafiłem. Czyli warknąłem.
- W takim razie wyjaśnię. Do Anglii doleci pan dopiero za czternaście dni. Nie wcześniej - powiedziała zdecydowanie za wolno. Chyba uznała mnie za upośledzonego psychicznie.
Odwróciłem się na chwilę oddychając głęboko. Bardzo pragnąłem wykrzyczeć jej w twarz jak konieczny jest ten najbliższy lot. Od tego zależał mój związek z Dianną! Za te dwa tygodnie straci całą nadzieję. To samo stanie się oczywiście ze mną. I cała szansa na ogromne szczęście ogarniające mnie jeszcze chwilę temu runie niczym największe domino świata. Co za syf!
Wytężyłem mózg szukając w miarę dogodnego rozwiązania niewygodnej sytuacji. O dziwo nadeszło niemal natychmiast.
- Stolica! Ze stolicy dolecę? - spytałem kurczowo zaciskając palce na brzegu chłodnego blatu.
Doskonale widziałem zwężające się źrenice w tęczówkach młodej kobiety. Widocznie byłem jednym z tych klientów, do których trzeba posiadać stalowe nerwy.
- Najprawdopodobniej.
Uśmiechnąłem się sztucznie wyjmując kilka banknotów.
- W takim razie poproszę bilet na następny lot do Madrytu - stwierdziłem głosem przepełnionym ironią. Zastanawiał mnie brak jakiegokolwiek spokoju. Jakby siła opanowania emocji momentalnie mnie opuściła. Szybko jednak zacząłem myśleć nad rozwiązaniem sprawy związku z uroczą szatynką. Musiałem wpaść na coś o wiele lepszego niż... Albo i nie!
Złapałem kawałek papieru zostawiając pieniądze kasjerce i usiadłem na najbliższej ławce. Spojrzałem na datę i godzinę. Dzisiaj, dziewiętnasta czterdzieści pięć. Usatysfakcjonowany nieświadomie pokiwałem głową wyjmując telefon. Szybko wybrałem potrzebny numer kurczowo trzymając w dłoni niewielką kartkę. Dawała mi zdecydowanie zbyt dużo nadziei.
- Sergi? Coś się stało?
Odetchnąłem z ulgą opuszczając powieki. Nie wiedzieć czemu pojawiły się pod nimi niewielkie ilości słonych łez.
- Nie, raczej nie - odparłem nerwowo ruszając prawą stopą. - Mam do Ciebie prośbę.
- Wal!
Parsknąłem śmiechem. Isco zawsze był bezpośredni. Między innymi dlatego do niego zwróciłem się z niemal bojowym zadaniem.
- Załatw mi miejsce w najbliższym samolocie do Londynu. Będę u Was za sześć godzin.
- Czyli jednak coś się stało.
Oblizałem spierzchnięte wargi unosząc kąciki ust ku górze.
- Wszystkie szczegóły poznasz na miejscu - obiecałem niemal widząc jego zadowoloną minę.
- W takim razie... rany, Sergio! Czy ty zawsze musisz zachowywać się jak dzieciak?!
Zaśmiałem się serdecznie wyobrażając sobie wybryki hiszpańskiego stopera. Dianna zawsze go podziwiała...
- Masz pozdrowienia od niezrównoważonego Ramosa - szepnął Alarcón. Chwilę później jęknął. - W każdym bądź razie bilet czeka.
- Dzięki wielkie. Jesteście najlepsi.
- Hola hola! Ja tak! Sergio nie!
Pokręciłem głową z uśmiechem. Oni nigdy nie wyrosną z niektórych zabaw.
- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie.
Rozłączyłem się czym prędzej. Jakoś nie miałem siły wysłuchiwać kolejnych wywodów na temat beznadziejności obrońcy i wielkoduszności pomocnika. To nie na moje obecne nerwy.
Jedyne, czego w tamtej chwili potrzebowałem, to wreszcie wysiąść z samolotu w stolicy Anglii, by móc odnaleźć najważniejszą dziewczynę mojego życia. Nigdy nie byłbym w stanie wyzbyć się tej miłości.
Dianna
Siedziałam w fotelu niewielkiego mieszkania trzymając kubek parującej herbaty. Patrzyłam na ulice deszczowego Londynu zalewane coraz to nowymi falami kropli spadających z nieba. Dziwne uczucie. W ciągu paru godzin słoneczna Barcelona zmieniła się w tak przeraźliwie chłodne miasto. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej pogoda oddawała stan mojego samopoczucia.
Przez te dwa dni nie zmieniło się kompletnie nic. W sercu nadal tańczyły tysiące igieł czy sztyletów wybijających strasznie nieprzyjemną, melancholijną melodię. Motyle w brzuchu jakby automatycznie podupadły, a dreszcze co jakiś czas przechadzające się wzdłuż kręgosłupa przeistoczyły się w paranoiczne wstrząsy ogarniające całe ciało. Fatalne przypadłości.
Nie było lepiej. Nie było nawet okej. Nadal użalałam się nad sobą wypłakując oczy w poduszkę. Cięgle wspominałam chwile spędzone z Roberto, jak gdyby nigdy nie odeszły na dobre. Tęskniłam. Cierpiałam. Umierałam z braku jego bliskości, a sama pozwoliłam mu odejść. Albo to on pozwolił odejść mnie. To naprawdę liczy się najmniej w całej tej sytuacji.
Mętlik w mojej głowie był nie do ogarnięcia. Natłok myśli jakby przygniatał wszystko jeszcze mocniej. Kopał dół dla naszej zanikającej miłości. A przecież wczoraj pogrzebał tak intensywne uczucie w kierunku niezwykle wielkiego idioty. Jedynie to delikatnie poprawiało mi zepsuty do granic możliwości humor. Bo nic nie było w stanie dokładnie go naprawić. Prawie nic...
Ostatnie słowa wypowiedziane przez Sergiego mocno mnie dusiły. Odbierały resztki powietrza, wypalały dziurę we wnętrzu organizmu. Mogłam ugryźć się w język. Dać sobie spokój z tą jakże głupią deklaracją. Ale tego nie zrobiłam. I straciłam wszystkich po kolei.
Zacisnęłam dłoń w pięść odstawiając kubek na parapet. Doszczętnie pogubiłam się w tym wszystkim. Już nie wiedziałam, czego tak naprawdę pragnę. Z jednej strony stała możliwość powrotu, starania o naprawienie całokształtu dawnego życia, choć wiedziałam, że nic z tego nie poskutkuje. Bo kiedyś musi nadejść moment, w którym zdasz sobie sprawę z tego, iż nic już nie będzie takie samo. Z drugiej zaś strony mogłam zostać tutaj, siedzieć w samotności i ubolewać nad stratą najlepszego przyjaciela. Bez wahania wybrałam drugą wersję. Może to i lepiej, bo dokładnie wtedy przerwał mi dzwonek do drzwi.
Marszcząc brwi wstałam z miejsca. Szybko spojrzałam w lustro i przerażona rękawem bluzki otarłam zaczerwienione policzki. Następne w kolejności było desperackie czesanie włosów palcami. Potrząsnęłam głową zdezorientowana. Kogo może nieść?
Stanęłam przed drzwiami ledwo trzymając się na nogach. To nie był najlepszy moment na odwiedziny. Wzięłam głęboki oddech, po czym niepewna niczego nacisnęłam klamkę. Wtedy właśnie przeżyłam szok. Na progu stał przemoczony do suchej nitki Roberto z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Miałem zorganizować jakieś efektowniejsze wejście, ale zależało mi na czasie - westchnął lekko rozkładając ramiona.
Bez chwili zastanowienia wtuliłam się w niego mocno przyciskając twarz do torsu. Nawet przez grubą warstwę mokrych ubrań czułam napięte do granic możliwości mięśnie. Kompletnie nie wiedziałam, jak się zachować w takiej sytuacji. Co powiedzieć. Więc zaczęłam płakać.
- Hej, skarbie! Proszę, tylko nie to - szepnął, kojąco gładząc moje plecy.
Zaszczękałam zębami nieznacznie pociągając nosem.
- To ze szczęścia - jęknęłam, wbijając paznokcie w kark Hiszpana.
- Czyli mam rozumieć, że moja wizyta nie popsuła Ci planów?
Zaśmiałam się, powoli wciągając nas do mieszkania. Nie chciałam szeptów wśród nowych sąsiadów na temat mojego obściskiwania się z graczem Barcelony.
- Jakich planów?
- Wyjazd musiał być jakimś...
- Ale nie był - stwierdziłam nieznacznie się od niego odsuwając. Spojrzałam w przerażająco niebieskie oczy pełne namiętności i już wiedziałam, gdzie jest moje miejsce, kto daje mi prawdziwą radość, silne poczucie bezpieczeństwa. - Nie rozumiem. Zawsze myślałam, że go kocham. A tymczasem to ty sprawiałeś, że stawałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Uśmiechnął się ukazując urocze dołeczki w policzkach. Uwielbiałam je.
- Zawsze pragnąłem Twojego szczęścia - powiedział opierając swoje czoło o moje. Zamknęłam oczy nabierając sporą dawkę świeżego powietrza w płuca.
- Ale nie z nim.
- Nie. Ze mną.
Pokiwałam głową czując kolejną łzę na policzku. Piłkarz pozbył się jej niezwykle szybko.
- Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza, najpiękniejsza, najwspanialsza, najlepsza. Od dawna kochałem Cię jak debil, nikogo nigdy nie darzyłem tak silnym uczuciem. Momentami mnie to przerażało, bo byłem gotów zginąć, byleby tylko na Twojej twarzy wykwitł ten uroczy uśmiech. Nie mogę bez Ciebie żyć Dianna. Nie umiem, nie chcę...
Posiadałam zdecydowanie za mało siły woli. Nie wytrzymałam. Wzruszona zamknęłam mu usta pocałunkiem delikatnie stając na palcach. Jego wargi były miękkie, niezwykle delikatne, poruszały się z niesłychaną gracją. Zawsze myślałam, że nigdy z nikim nie był. Ta chwila dała mi do myślenia. Ale fakt o byłych dziewczynach Roberto utknął gdzieś w tyle mojej głowy. W rzeczywistości napawałam się ciepłem tej chwili mając świadomość, że całuję go po raz pierwszy. I miejmy nadzieję nie ostatni.
Objęłam ramionami jego szyję, gdy położył dłonie na mojej talii. Uśmiechnęłam się delikatnie czując łaskotanie trochę przydługich włosów na czole.
- Kocham Cię - wyszeptałam wplatając palce w ciemne kosmyki.
- Zawsze chciałem to usłyszeć.
W normalniej sytuacji pewnie bym prychnęła. Wtedy jedynie rozchyliłam wargi pozwalając na pogłębienie pieszczoty. Wiedziałam, na czym stoję i czego pragnę.
Zsunęłam jedną dłoń po torsie pomocnika, by chwilę później umieścić ją na nagich mięśniach brzucha, skrytych pod cienką koszulką. Zaśmiał się przygniatając moje ciało do ściany.
- Jesteśmy razem od paru sekund, a ty już...
- Jeśli nie chcesz, możemy zaczekać.
Na krótką chwilę przerwał wszystko patrząc w moją twarz. Cwaniacko unosił kąciki ust przyprawiając mnie o niesamowicie silne dreszcze. Coś jakby we mnie pękło. Stała przede mną osoba, z którą pragnęłam spędzić całe życie. Ten jedyny i niepowtarzalny. To naprawdę dziwne uczucie mieć kogoś takiego obok, móc się do niego przytulić. Stado motyli automatycznie wzleciało wewnątrz mojego organizmu niemal powalając mnie na ziemię.
- Naprawdę uważasz, że wyglądam na kogoś, kto nie chce?
O odwrocie nie było mowy. Bez wahania pozbyłam się jego przemoczonej bluzy z koszulką do kompletu. Wreszcie byłam pewna miłości rodzącej się wewnątrz naszych serc. Nic, zupełnie nic nie było w stanie jej zatrzymać.
_______________
Macie swój upragniony związek z Roberto! Rany, naprawdę polubiłam Sergiego w tym opowiadaniu! :') Jest taki niezwykle kochany i uroczy jednocześnie, nie uważacie?
Dziękuję bardzo za wszystkie opinie. Jesteście wspaniałe! ;*
I pragnę polecić jedno wspaniałe opowiadanie o Aaronie. Robię to bez wiedzy autorki, ale myślę, że się nie obrazi. Ja się po prostu w tej historii zakochałam! ♥
http://i-wont-rest.blogspot.com
A i na opowiadania o Ramsey'u zawsze jestem chętna, pamiętajcie! :')
Marszcząc brwi wstałam z miejsca. Szybko spojrzałam w lustro i przerażona rękawem bluzki otarłam zaczerwienione policzki. Następne w kolejności było desperackie czesanie włosów palcami. Potrząsnęłam głową zdezorientowana. Kogo może nieść?
Stanęłam przed drzwiami ledwo trzymając się na nogach. To nie był najlepszy moment na odwiedziny. Wzięłam głęboki oddech, po czym niepewna niczego nacisnęłam klamkę. Wtedy właśnie przeżyłam szok. Na progu stał przemoczony do suchej nitki Roberto z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Miałem zorganizować jakieś efektowniejsze wejście, ale zależało mi na czasie - westchnął lekko rozkładając ramiona.
Bez chwili zastanowienia wtuliłam się w niego mocno przyciskając twarz do torsu. Nawet przez grubą warstwę mokrych ubrań czułam napięte do granic możliwości mięśnie. Kompletnie nie wiedziałam, jak się zachować w takiej sytuacji. Co powiedzieć. Więc zaczęłam płakać.
- Hej, skarbie! Proszę, tylko nie to - szepnął, kojąco gładząc moje plecy.
Zaszczękałam zębami nieznacznie pociągając nosem.
- To ze szczęścia - jęknęłam, wbijając paznokcie w kark Hiszpana.
- Czyli mam rozumieć, że moja wizyta nie popsuła Ci planów?
Zaśmiałam się, powoli wciągając nas do mieszkania. Nie chciałam szeptów wśród nowych sąsiadów na temat mojego obściskiwania się z graczem Barcelony.
- Jakich planów?
- Wyjazd musiał być jakimś...
- Ale nie był - stwierdziłam nieznacznie się od niego odsuwając. Spojrzałam w przerażająco niebieskie oczy pełne namiętności i już wiedziałam, gdzie jest moje miejsce, kto daje mi prawdziwą radość, silne poczucie bezpieczeństwa. - Nie rozumiem. Zawsze myślałam, że go kocham. A tymczasem to ty sprawiałeś, że stawałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Uśmiechnął się ukazując urocze dołeczki w policzkach. Uwielbiałam je.
- Zawsze pragnąłem Twojego szczęścia - powiedział opierając swoje czoło o moje. Zamknęłam oczy nabierając sporą dawkę świeżego powietrza w płuca.
- Ale nie z nim.
- Nie. Ze mną.
Pokiwałam głową czując kolejną łzę na policzku. Piłkarz pozbył się jej niezwykle szybko.
- Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza, najpiękniejsza, najwspanialsza, najlepsza. Od dawna kochałem Cię jak debil, nikogo nigdy nie darzyłem tak silnym uczuciem. Momentami mnie to przerażało, bo byłem gotów zginąć, byleby tylko na Twojej twarzy wykwitł ten uroczy uśmiech. Nie mogę bez Ciebie żyć Dianna. Nie umiem, nie chcę...
Posiadałam zdecydowanie za mało siły woli. Nie wytrzymałam. Wzruszona zamknęłam mu usta pocałunkiem delikatnie stając na palcach. Jego wargi były miękkie, niezwykle delikatne, poruszały się z niesłychaną gracją. Zawsze myślałam, że nigdy z nikim nie był. Ta chwila dała mi do myślenia. Ale fakt o byłych dziewczynach Roberto utknął gdzieś w tyle mojej głowy. W rzeczywistości napawałam się ciepłem tej chwili mając świadomość, że całuję go po raz pierwszy. I miejmy nadzieję nie ostatni.
Objęłam ramionami jego szyję, gdy położył dłonie na mojej talii. Uśmiechnęłam się delikatnie czując łaskotanie trochę przydługich włosów na czole.
- Kocham Cię - wyszeptałam wplatając palce w ciemne kosmyki.
- Zawsze chciałem to usłyszeć.
W normalniej sytuacji pewnie bym prychnęła. Wtedy jedynie rozchyliłam wargi pozwalając na pogłębienie pieszczoty. Wiedziałam, na czym stoję i czego pragnę.
Zsunęłam jedną dłoń po torsie pomocnika, by chwilę później umieścić ją na nagich mięśniach brzucha, skrytych pod cienką koszulką. Zaśmiał się przygniatając moje ciało do ściany.
- Jesteśmy razem od paru sekund, a ty już...
- Jeśli nie chcesz, możemy zaczekać.
Na krótką chwilę przerwał wszystko patrząc w moją twarz. Cwaniacko unosił kąciki ust przyprawiając mnie o niesamowicie silne dreszcze. Coś jakby we mnie pękło. Stała przede mną osoba, z którą pragnęłam spędzić całe życie. Ten jedyny i niepowtarzalny. To naprawdę dziwne uczucie mieć kogoś takiego obok, móc się do niego przytulić. Stado motyli automatycznie wzleciało wewnątrz mojego organizmu niemal powalając mnie na ziemię.
- Naprawdę uważasz, że wyglądam na kogoś, kto nie chce?
O odwrocie nie było mowy. Bez wahania pozbyłam się jego przemoczonej bluzy z koszulką do kompletu. Wreszcie byłam pewna miłości rodzącej się wewnątrz naszych serc. Nic, zupełnie nic nie było w stanie jej zatrzymać.
_______________
Macie swój upragniony związek z Roberto! Rany, naprawdę polubiłam Sergiego w tym opowiadaniu! :') Jest taki niezwykle kochany i uroczy jednocześnie, nie uważacie?
Dziękuję bardzo za wszystkie opinie. Jesteście wspaniałe! ;*
I pragnę polecić jedno wspaniałe opowiadanie o Aaronie. Robię to bez wiedzy autorki, ale myślę, że się nie obrazi. Ja się po prostu w tej historii zakochałam! ♥
http://i-wont-rest.blogspot.com
A i na opowiadania o Ramsey'u zawsze jestem chętna, pamiętajcie! :')
Taaaak! Sergi jest kochany i w ogóle! ^^
OdpowiedzUsuńJeny, tak się cieszę, że on do niej przyleciał i będzie wszystko dobrze! Bo będzie dobrze, prawda? To świetnie, że wybrała jego <3 Musze być razem szczęśliwi i basta!
Czekam na ciąg dalszy :****
Ty już najlepiej wiesz, jak to będzie! I wiesz też, w jakim stopniu Sergi jest dla mnie kochany. Wszystko ze mnie wyciągnęła, zła kobieta jedna xd Więcej się nie dam, wiesz? ;*
UsuńUgh, pewnie się i dam :') Ale dziękuję kochana <3
Radość! Niepohamowana radość! ;D
OdpowiedzUsuńJeny oni są razem. <3 szczerze się do telefonu jak głupi do serca ale inaczej nie potrafię. Takie piękne zakończenie dnia, dziękuję. ;* I oby żyli długo i szczęśliwe razem. <3
Czekam na kolejną część. ;*
Sera*
UsuńJeju, dziękuję bardzo. A tym komentarzem to ty wywołujesz niepohamowaną radość u mnie. Naprawdę. Bardzo mi miło, dziękuję bardzo ;*
UsuńKochana, rozczuliłaś mnie tym rozdziałem. Słodziaki *-* Ale gdzie jest mój Marc? Pewnie siedzi taki zraniony i zdezorientowany. :( Moje biedaczysko! Niech pamięta, że ja go bardzo kocham i łóżko mam duże. :D
OdpowiedzUsuńIdealny rozdział, zresztą jak zawsze! <333
I nie mogłabym być zła za taką piękną reklamę <3 Dziękuję skarbie!
Całuję mocno ;*****
Marc? Zaginął gdzieś w akcji kochanie. Ale wiem, że ty czyhasz, więc daję Ci możliwość urodzenia tego ślicznego synka ;* Tylko wiesz, w razie czego mnie o ewentualnych wydarzeniach powiadom :')
UsuńZa reklamę nie dziękuj, po prostu musiałam! ♥
Och, ten rozdział jest taki...słodki. <3 Ja też polubiłam Roberto :D Ale co teraz będzie z Marciem? Czekam z utęsknieniem na dalszą część. :*
OdpowiedzUsuńMarc będzie z Ines i wszystko cacy. W sumie nawet mogłabym napisać o nich odrębne opowiadanie xd Czemu nie? Odwala mi ostatnio na wymyślanie, a czasu na pisanie nie ma. Niestety. Jednak dziękuję kochana ;*
UsuńDlaczego ja się popłakałam, jak przeczytałam ten rozdział? :')
OdpowiedzUsuńTak bardzo chciałam żeby byli razem i są! Cieszę się z tego bardzo. Czy to już koniec? Ani trochę nie chcę się rozstawać z tym blogiem.
Z tej historii powstał jeden morał, który na pewno zapamiętam. W moim życiu zapewne się nie przyda, ale może komuś tak. I wtedy mu powiem, że wziął się z Twoje bloga.
Jesteś wspaniała. Pozdrawiam i ściskam :*
Nie wiem, czemu płakałaś. A jeszcze bardziej nie rozumiem, dlaczego mnie to cieszy? :')
UsuńNie miałam jakiś wielkich aspiracji tworzenia morałów ani tym podobnych rzeczy, ale cieszę się, że coś z tego wyszło. Może nawet coś większego. Tak, zdecydowanie. Skoro tutaj jesteście, to wyszło z tego coś większego. Dziękuję Wam! :*
Dianna i Sergi. Taak, wreszcie! :) Jakoś niespecjalnie jest mi żal Marca, ale mam nadzieję że kogoś sobie znajdzie i będzie w jakimś stopniu szczęśliwy. Umieram z ciekawości i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A wiesz, że mi też nie jest żal Marca? Na początku było, teraz jakby... kopnęłam go niechcący w dupę. A później chcący dokopałam :')
UsuńRównież pozdrawiam :)
Kocham cie (i to opowiadanie też) ♡♡
OdpowiedzUsuńCieszę się, chociaż za tym opowiadaniem nie przepadam :')
UsuńBrak słów ❤❤❤
OdpowiedzUsuńAż tak źle? (zgrywam się tylko) Dziękuję bardzo ;*
Usuń