niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział II

Dianna
Powoli uniosłam ociężałe po nocy powieki. Czułam się naprawdę wspaniale, ogarniało mnie szczęście, radość i spełnienie, czyli coś, czego nie doświadczyłam od długich miesięcy. Może nawet lat. Westchnęłam z uśmiechem na twarzy i spojrzałam w sufit. Nie do końca wiedziałam, co się ze mną dzieje, pewnie za dużo wypiłam. Na domiar dobrego słońce oświetlało jasne ściany dodając im niesamowitego uroku, a łaskotanie w brzuchu tylko upewniło mnie w moim przekonaniu. Coś odwaliłam. Bynajmniej było to niesamowicie przyjemne. 
Delikatnie dotknęłam kołdry we własnej sypialni i przesunęłam rękę nieco w lewo. Zamarłam. Moja dłoń wylądowała na czyjeś rozgrzanej porannymi promieniami skórze. Pragnęłam krzyknąć, zacząć piszczeć jak ostatnia wariatka. W ostateczności tylko spojrzałam na siebie. No tak, zero ubrań, bez bielizny, totalny negliż. Tylko nie to!
Szybko odwróciłam głowę w bok, czego skutkiem był zdecydowanie nieprzyjemny, promieniujący ból w szyi, jednak umiejętnie go zignorowałam. U mojego boku leżał zupełnie nagi, jeszcze śpiący Bartra. Miałam ochotę rozpłakać się, uciec stąd jak najdalej albo stać się strusiem i schować głowę w piasek. Co ja narobiłam?! 
- Marc? Marc, obudź się! - potrząsnęłam nim czując przyjemne dreszcze w okolicach żołądka. Musiałam je wyplenić, nie mogłam dłużej tak żyć. 
Piłkarz otworzył oczy i oślepiony ostrym światłem skrzywił się, jednak zaraz to zmienił. Na jego twarzy pojawił się uśmiech! Szczery, prawdziwy, jak po zdobyciu bramki czy zagraniu, z którego jest się dumnym. Kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. 
- Dzień dobry - szepnął patrząc prosto w moje tęczówki. 
Nie wiedział, kim jestem, czy naprawdę był takim gnojem? 
- Boże, Dianna?! - wykrzyknął z przerażeniem dokładnie wrysowanym na twarzy. - Co ty tu...? Czy my...? Nie, to niemożliwe! 
Zerwał się z łóżka w poszukiwaniu spodni. Szybko wciągnął je na siebie, a po moich policzkach spłynęła jedna łza. Tak, byłam głupią idiotką, ale bolał mnie fakt, że zrobił to po pijanemu. Że tak naprawdę mnie nie chciał, że nigdy nie będzie pragnął kogoś takiego jak ja. Szybko ją otarłam, by nie pokazać, jak bardzo mi na nim zależy. 
- Jestem potworem - wyszeptałam tylko zakrywając głowę kołdrą. - Zrobiłam najgorszą rzecz z możliwych!
Teraz mogłam płakać. I wiecie, co było w tym wszystkim najgorsze? Że nie robiłam tego, bo straciłam przyjaciółkę i z całą pewnością będzie cierpiała, jak się dowie. Ryczałam przez to nieodwzajemnione uczucie. Powodem tego debilnego bólu był sam Bartra, który obecnie zapinał guziki koszuli, by za chwilę zniknąć bez pożegnania. 
- Hej, nie mów tak! - poczułam, jak jego umięśnione ramiona obejmują moje nagie ciało i momentalnie się zarumieniłam. Jak mogłam być taką pustą lalą? Jakim cudem tak cholernie mi na nim zależało? - Zrobiliśmy to razem i razem poniesiemy konsekwencje, tak? 
- A Is? Powinna wiedzieć - musiałam o to zapytać.
- Nie, proszę, zatrzymajmy tę noc w tajemnicy. Powiedzmy jej, że się upiłem i Martin zabrał mnie do siebie. Na pewno zgodzi się nas kryć. 
Spojrzałam na niego oszołomiona. 
- Chcesz powiedzieć Montoy'i, a zachowasz to w tajemnicy przed własną narzeczoną?! - wypowiedziałam te słowa tak piskliwym głosem, że sama się przeraziłam. 
Był gnojem. Debilem na skalę światową, a moje uczucie w tej chwili nie ustąpiło nawet trochę. Chyba jestem głupia. Albo strasznie naiwna. Ewentualnie jedno i drugie zarazem. 
- To nie tak, dowie się. Ale w odpowiedniej chwili.
Prychnęłam odpychając go od siebie. 
- Czyli kiedy? Na waszym ślubie? 
- Dwa tygodnie. Daj mi dwa tygodnie, a obiecuję, że o wszystkim będzie wiedziała.
Mogłam się nie zgodzić? Chyba nie miałam wyjścia. Stracę tylko ją, albo oboje. Pierwsza wersja brzmiała zdecydowanie lepiej. 
- Pod jednym warunkiem - szepnęłam spuszczając wzrok. 
- Zgodzę się na wszystko! 
- Powiemy jej razem, chcę przy tym być. 
Widziałam chwilę zawahania w jego ruchach, to, jak chciał zaprotestować, ale w ostateczności się zgodził, po czym wyszedł z mieszkania uprzednio rzucając słowa pożegnania. 
Ja tylko schowałam głowę między kolanami i po prostu dałam zejść wszystkim emocjom. Czułam się jak zwykła, bezwartościowa suka, ktoś, kto daje się wykorzystać i porzucić, wynajęta na noc kawalerski dziwka. Pewnie wiele nie odstępowałam tym wyżej wymienionym. 
Jeśli mam być szczera, zawsze byłam z siebie dumna. Cieszyłam się, że umiem odpuścić i pogodzić się ze ślubem Marca z Is. Jak widać to były tylko złudzenia, w rzeczywistości pod tą okropną maską kryła się bezuczuciowa szmata.
Wstałam powoli, ledwo utrzymując się na trzęsących nogach. Kopnęłam sukienkę, którą Bartra ze mnie ściągnął w kąt. Muszę ją wyrzucić, zbyt wiele wspomnień. Wciągnęłam na siebie szlafrok i oparłam się o ścianę. Bardzo pragnęłam szczerej rozmowy z przyjaciółką. Czułam potrzebę powiedzenia jej o wszystkim, wyznania całej prawdy, przyznania się do tego, że go kocham, że jest najlepszym facetem, jakiego poznałam, że ta noc była najwspanialszą, jaką kiedykolwiek przeżyłam. Ale nie mogłam. 
Zsunęłam się na podłogę przybierając krzywy uśmiech. Wyrzuty sumienia chyba nigdy nie dadzą mi spokoju. 

Marc
Wyszedłem z mieszkania Dianny lekko przybity. W głowie miałem prawdziwy mętlik, jeszcze nigdy się tak nie czułem. Z jednej strony chciałem wyrzucić to, co się stało z pamięci, wytrzeć z historii naszej znajomości. Z drugiej... już wiedziałem, że ona jest dla mnie kimś więcej. Uświadomiłem sobie, co znaczyły te wszystkie uczucia, których doświadczałem w jej towarzystwie. Napięcie, zirytowanie, kiedy była z Sergim, gdy nosiła jego koszulkę, stres i strach przed porażką dotyczącej jej osoby. Martinez nigdy nie była mi obojętna. Odkąd ją poznałem miałem dziwne wrażenie, że namiesza w moim życiu jak nikt inny. Jak widać nie pomyliłem się. Nie tylko w tej sprawie, moje przeczucia ze zdradą również się sprawdziły.
Ruszyłem w obranym wcześniej kierunku i mimowolnie się skrzywiłem. To zdecydowanie nie tak miało wyglądać. Przez dzisiejszą noc uśmiech sam chciał wyjść na światło dzienne, jednak mu na to nie pozwoliłem. Jakim byłbym facetem ciesząc się, że zdradziłem własną narzeczoną, osobę, z którą chciałem ułożyć sobie życie? Już i tak czułem się niczym kompletny chuj, to mi wystarczało. Tylko, że nie umiałem zdusić wewnętrznej radości szalejącej we mnie od paru godzin. Dianna była taka... inna. Delikatna, nieśmiała, słodka i radosna w każdej chwili swojego życia. Jej strach przed nieznanym wydawał się zupełnie nieuzasadniony, a mimo wszystko dodawał jej uroku. Chude ramiona obejmowały moje ciało w taki nienaturalnie kruchy sposób, jakby zaraz miały uciec przerażone własnymi czynami, długie włosy muskały mi twarz uwalniając zapach owocowego szamponu, a ciepłe, malinowe wargi całowały tak niesamowicie, że na samo wspomnienie robiło mi się gorąco. Ciekawiło mnie, kto ją tego nauczył, ale chyba wolałem nie wiedzieć. Czasami lepiej żyć w niewiedzy, niż cierpieć przez jej nadmiar.
Stanąłem przed dużym domem należącym do jednego z zawodników Barcy i westchnąłem. Nie mogłem w takim stanie wrócić do Is, potrzebowałem rozmowy, gruntownego remontu uczuć. Szybko, nim się rozmyśliłem, zadzwoniłem do drzwi i ze spuszczoną głową czekałem na właściciela posesji. Nie trwało to długo, zaraz w drzwiach pojawił się dwudziestoczteroletni brunet z wyrazem lekkiego oszołomienia malującym się na twarzy.
- Marc? Co ty tu robisz o jedenastej pierwszego dnia nowego roku? - spytał pokazując ruchem, bym wszedł do środka.
- Potrzebuję szczerej rozmowy.
- Co znowu odwaliłeś? - piłkarz spojrzał się na mnie niczym sędzia na winnego i momentalnie ogarnęły mnie straszne wyrzuty sumienia. W wyobraźni ujrzałem płaczącą Martinez wypowiadająca słowa na temat potwora. Chyba wiedziałem, jak się wtedy czuła.
- To dłuższa sprawa - odparłem siadając na kanapie w salonie.
Montoya był w pewnym sensie klubowym psychologiem. Umiał doradzić i wytknąć wszystkie błędy bez najmniejszych zahamowań, za co każdy go cenił. Chyba nie było osoby, która by mu się nie zwierzyła. Pamiętałem, jak na zgrupowaniu przychodzili do niego Ramos z Isco, bo wyczuli, że facet ma pewnego rodzaju dar rozwiązywania problemów. Mniej więcej z tego powodu byli jednymi z bardziej lubianych madridistów w szatni blaugrany. Raczej nikt nie powiedział na nich złego słowa, a przynajmniej sobie nie przypominam. Jednak przechodząc do rzeczy, nie do końca wiedziałem, jak to wszystko wytłumaczyć. Postawiłem na sprawdzony we wszystkich dziedzinach sposób. Trzeba walnąć prosto z mostu.
- Przespałem się z nią - oznajmiłem spuszczając wzrok.
- Z kim?! - Hiszpan zachował się, jakby zaraz miał spaść z fotela.
- Z Dianną.
- Uprawiałeś seks z przyjaciółką swojej narzeczonej?!
Poczułem niewytłumaczalną chęć spojrzenia mu w oczy, by wyczytać, co sobie o mnie pomyślał. Oczywiście zrobiłem to. Nie powiem, że byłem zachwycony, bo ewidentnie mi współczuł, ale lepsze to niż wyraz pogardy. Tyle, że litość także była mi kompletnie zbędna.
- Tak jakoś wyszło. Wiedziałem, że ten sylwester właśnie tak się skończy, od początku czułem, że ktoś kogoś zdradzi - walnąłem uczuciami, taki już byłem. Zbyt długo nie wytrzymywałem chowając je przed światem. I bałem się, że moje zainteresowanie szatynką także niedługo wyjdzie na jaw, bo po niezbyt przekonującym udawaniu zdziwienia po przebudzeniu w jej mieszkaniu, raczej nie będę w stanie kolejny raz kłamać jej prosto w oczy.
- I padło na Ciebie. Szczerze mówiąc w pierwszej kolejności stawiałem na Gerarda.
Serio? Chciał obrócić to w żart? Coś mi się wydawało, że nie do końca mu wyjdzie.
- Ja mówię poważnie, to nie jest śmieszne.
Montoya patrzył na mnie jak na małpę w cyrku, co zdecydowanie nie należało do najmilszych doświadczeń.
- Is wie? - tylko czekałem na to pytanie.
- Nie, ale za maksymalnie dwa tygodnie się dowie. Jak nie ode mnie, to od Dianny - przygryzłem wargę w geście zakłopotania. Nie wiedziałem, jak się za to zabrać, w jakie słowa ubrać wiadomość o zdradzie. - Co mam zrobić?
- Marc... - przeszły mnie dziwne ciary - Byliście kompletnie pijani, powiedz jej o...
- Nie byliśmy pijani - momentalnie mu przerwałem.
- Co? - chyba tylko na to było go stać. Oszołomienie widoczne w jego ruchach nie miało granic.
- Przynajmniej ja nie. Nie wypiłem nawet kropli.
Chciałem to zatrzymać dla siebie, ale nie umiałem. Fakt, że zrobiłem to wszystko pod wpływem prawdziwych i szczerych uczuć, był niesamowicie mocno przerażający.
_______________
Bum, podoba się? Namęczyłam się nieźle z tym rozdziałem, ale stwierdziłam, że Bartra od razu zda sobie sprawę, że Dianna nie jest mu obojętna. Nie chciało mi się bawić w to całe "zakochiwanie";)
Następny powstaje, a raczej napiszę go dzisiaj, przynajmniej mam taki zamiar. Zaczęłam też chyba z pięć innych opowiadań i każde ma prolog, niektóre dodatkowo rozdział, inne już nawet po kilka i szczerze przyznam, że mam dziwny napad weny, dlatego korzystam. Do tego z czasem też nie jest źle. Mam w zanadrzu jeszcze dwa opowiadania typowo o blaugranie (o Marcu i o Xavim), więc chyba będziecie mieli co czytać.
A teraz czekam na opinie i do następnego;**

9 komentarzy:

  1. MARC NIE BYŁ PIJANY I DZIAŁAŁ ŚWIADOMIE! ♥
    I tylko pytanie, dlaczego to mnie tak bardzo ucieszyło... Mniejsza o to.
    Rozdział mi się spodobał, ale myślę, że Dianna za bardzo ganiła się za to i nazywała suką.. No cóż, stało się! Niech nie będzie taka surowa dla siebie.
    No i psycholog Martin! Uwielbiam tego człowieka :)
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam pewien zamierzony cel w wykreowaniu jej postaci, jeśli chodzi o to ganienie siebie samej w myślach. Ale spokojnie, jeszcze wiele się zmieni;) Do końca trochę nam zostało.
      Dziękuję za miłe słowa;*

      Usuń
  2. Wow. Jestem pod wrażeniem. Świetne opowiadanie! Już nie mogę się doczekać kontynuacji - normalnie zżera mnie od środka ciekawość :D No i to zachowanie Marca - przyznał, że nie wypił ani kropli... Tego się nie spodziewałam! Pisz dalej, kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo prawdomówny Bartra ;) Eh, zacięłam się na drugim zdaniu nowego rozdziału, ale spokojnie, za niedługo powinno mi przejść. Dziękuję za tak pozytywny komentarz;*

      Usuń
  3. Człowieku.
    Nie wiem czy wiesz, ale wpędzasz mnie w kompleksy pisarskie, dziewczyno.
    Przyznaję ci się do tego otwarcie, że jak dotąd żaden blog na temat piłkarzy z Barcelony nie przypadł mi do gustu. Takie jakieś zbladłe romansidła, które w dalszym rozrachunku nie miały żadnego większego sensu. Czytając twojego poprzedniego bloga byłam na to opowiadanie bardzo mile nastawiona i bardzo się ucieszyłam, widząc, jak kolejne świetne dzieło wychodzi spod twoich łapek. Niestety oczki mi się kleją i przeczytałam tylko rozdział I, ale już jutro postaram się nadrobić i tekst powyżej. Widzę kolejny bestseller na horyzoncie. <3

    PS. Jest nowy rozdział na 'Czyżby to nadeszła ona?'. :)
    PS2. Dostaję depresji codziennie, nie widząc nowego rozdziału na twoim blogu o BVB. Mam nadzieję, że ukaże sie on już niedługo. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak miły komentarz. Normalnie poprawiłaś mi humor, bo miałam tak beznadziejny dzień, że szkoda gadać. Ale nie przesadzaj, bo zaraz podniesiesz mi samoocenę i dopiero będzie;) Egoizm we mnie zakwitnie;)
      Co do romansideł, to powiem Ci, że opowiadania o Marcu i Xavim chłonę niczym... w sumie to nie mam porównania, bo po prostu bardzo ich lubię i stwierdziłam, że choć klub lekko mówiąc niezbyt bliski mojemu sercu, to może warto spróbować napisać o czymś nie do końca przeze mnie kochanym. Jak widać chyba nie idzie tak źle (widzisz, już mi się samozachwyt włącza... ;/).
      Co do rozdziału to obiecuję, że skomentuję niedługo, ale po prostu nie mam zbytnio czasu. Jutro może coś się znajdzie, ale jest biologia i klubowe MŚ... Dobra, na jeden rozdział się znajdzie, masz miejsce zaklepane w moim grafiku;)
      A jeśli chodzi o mojego bloga o BVB, szykuj się na środę;D Jeśli chcesz, to możesz napisać do mnie na gg, nie obrażę się;) 52239191 Jestem raczej otwarta, więc czekam<3
      Jeszcze raz dziękuję za tak miły komentarza, normalnie cukier! ;**

      Usuń
    2. I nagle środa staje się u mnie jest dniem świętym. <3

      Usuń
  4. Jejkuu *-*
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w pewnym sensie 'pokazałaś' mi to opowiadanie! :D
    Dziękujęę! Jest cudowne :3
    i również uważam, że lepiej jak Marc uświadomił sobie co czuje do Diany od razu :)
    możesz być pewna- od dziś jestem tutaj stałym gościem! :))
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cieszę się, że podjęłam słuszną decyzję;) Dziękuję bardzo za miły komentarz i liczę, że umilę Ci czas tym opowiadaniem, a nie odwrotnie ;*

      Usuń