Marc
Ciemne chmury kłębiły się nad Barceloną od samego rana. Wiedziałem, że w każdej chwili może spaść deszcz, którego szczerze nienawidziłem, więc wrzuciłem do torby deszczówkę, po czym ruszyłem w stronę ośrodka szkoleniowego. Często przychodziłem pół godziny wcześniej, trening był u mnie chwilą świętą, nie tolerowałem spóźnień. Ciężka praca to podstawa i chyba właśnie dlatego osiągnąłem prawdziwy sukces. Kochałem grę, nic więcej się nie liczyło. No, prawie nic...
Skończyłem wiązać sznurówki w korkach, poprawiłem różową koszulkę treningową, w której według Is wyglądałem nieziemsko i zatrzasnąłem szafkę uprzednio wpychając do niej swoje rzeczy. Powoli wyszedłem na korytarz rozglądając się. Chciałem wiedzieć, czy jestem sam. Xavi, Andres i Ivan lubili przychodzić przed rozpoczęciem w celu dopracowania formy, jednak na razie wszystko wskazywało na ich brak. Zupełna pustka.
Całość zmieniła się dopiero w chwili, kiedy miałem wejść na murawę. Z uśmiechem na twarzy stanąłem przy linii bocznej boiska, jednak szybko się cofnąłem. Sergi i Dianna. Moja Dianna. Bawili się w najlepsze grając, a mi nie pozostało nic innego, jak przyglądać się z ukrycia. Schyliłem się pozwalając, by ławka rezerwowych zakryła całą moją sylwetkę i patrzyłem. Śmiechy, radość, zadowolenie, emanowały od nich dokładnie takie emocje. Jakby byli w swoim świecie, razem, liczyła się tylko ta dwójka - para nierozłącznych gołąbeczków. Doskonale wiedziałem, że coś takiego jak przyjaźń między facetem a kobietą nie istnieje. Nie raz próbowałem, zawsze któraś strona musiała się zakochać. Tak samo będzie w ich przypadku, o ile już któreś nie oczekuje czegoś więcej.
Roberto delikatnie podał piłkę dziewczynie, która kopnęła ją w stronę bramki. Spudłowała i śmiejąc się ujęła w dłoń ramię towarzysza. Niejeden mięsień w moim ciele napiął się na ten widok. Wszyscy przypuszczali, że oni będą w związku, w końcu każdą chwilę spędzają razem, wspierają się, w pewnym sensie kochają. Sergi usilnie zapierał się, że to jest jak miłość do rodzeństwa - masz ochotę ją ochraniać, trzymać przy sobie, nie wypuszczać, ale nigdy nie odczuwasz pożądania. Nie wierzyłem w te słowa, widziałem, jak na nią patrzy. Rozszerzone źrenice, mieniące się tęczówki, uśmiech rozświetlający każdy cal jego twarzy można było dostrzec z kilometra. Przyjaciel nigdy nie zachowuje się w podobny sposób.
Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się delikatnie, gdy Martinez przytuliła do piersi futbolówkę. Zaczęła uciekać przed Hiszpanem, co dało niewielki efekt. Piłkarz szybko ją dogonił, przytulił od tyłu kładąc dłonie na talii szatynki i cmoknął ją w szyję. Widziałem moment zawahania w jej ruchach, jednak szybko to ukryła. Zaśmiała się promiennie.
To była rzeź dla mojego serca. Miałem ochotę wyrwać je z piersi, rzucić nim o skałę, zwyczajnie się go pozbyć. Było mi zbędne, skoro podejmowało tak beznadziejne decyzje. Cały czas żyłem cichą nadzieją, że ubzdurałem sobie to wszystko, że tak naprawdę to Is jest miłością mojego życia. I dwa tygodnie temu faktycznie tak było. Chciałem się z nią ożenić, mieć psa, widzieć ją we własnej koszulce na każdym meczu, całować po wygranych i przegranych, mieć z nią dzieci. Teraz pragnąłem czegoś innego. Do szczęścia brakowało mi dziewczyny obejmującej szczupłymi ramionami mojego kolegę z drużyny, któremu tego cholernie mocno zazdrościłem. Marzyłem o jej ciepłych wargach, delikatnych włosach oplatających moją nagą szyję, wszystkim, co z nią związane. Pragnąłem jej.
Dlatego po prostu nie wytrzymałem.
Dlatego po prostu nie wytrzymałem.
Zdenerwowany na samego siebie ruszyłem. Zwyczajnie wbiegłem na boisko i chwilę później stałem przy nich z wyrazem lekkiego oszołomienia spowodowanego własnymi czynami.
- Sergi? Nigdy wcześniej... - zacząłem, jednak szybko mi przerwano.
- Chciałem pokazać Diannie parę sztuczek.
Widziałem uśmiechy na ich twarzach, czułem coraz to silniejsze kłucia w okolicach serca. Pragnąłem kopnąć go w dłoń spoczywającą na jej biodrze, jednak w ostateczności tylko piorunowałem ją wzrokiem. Nie posiadałem dość odwagi, by tak po prostu mu przywalić.
- Jasne - mruknąłem w ostateczności.
Kiedy oczy Martinez zwróciły się na mnie, mój humor poprawił się na maksymalnie pozytywny. Powoli schodziła w dół, od tęczówek na klatkę piersiową i niżej. Chciałem opanować trzęsące się dłonie, jednak wiedziałem, że wszelkie próby były skazane na niepowodzenie. Delikatnie się uśmiechnąłem.
- Masz jakąś sprawę? - spytałem unosząc brwi.
W tamtej chwili zachowywałem się jak kretyn. Brakowało tylko, bym skrzyżował ręce i zaczął się śmiać. Przecież jasne było, że to ja marzyłem o pocałunku z nią, nie odwrotnie!
- Raczej nie, po prostu wrócimy do gry - odparł Roberto. Chyba się nie zorientował, że pytanie było skierowane do jego towarzyszki. Cóż, jak to ja, musiałem coś zrobić. A raczej palnąć.
- Moglibyśmy pogadać?
Twardo patrzyłem w oczy dziewczyny, które nie wyrażały żadnych emocji. Widocznie nic do mnie nie czuła, widziała tylko dupka, który przespał się z nią po pijaku zdradzając tym samym Isabel. Beznadziejna sytuacja.
- Nie mamy o czym rozmawiać - syknęła, następnie wyswobodziła się z objęć Sergiego i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
Z wyrazem ostrego zdziwienia na twarzy odwróciłem się, by obserwować znikającą sylwetkę Hiszpanki. Nigdy nie myślałem, że tak błahe zdanie może zniszczyć życie. Bo w tej chwili czułem potrzebę rzucenia się pod pędzący samochód. Dokładnie wtedy uświadomiłem sobie, że prócz gry w piłkę kochałem jeszcze Diannę Martinez.
Dianna
Trzasnęłam drzwiami powstrzymując napływające do oczu łzy i automatycznie rzuciłam torebką o panele. Uczucie, które mnie ogarniało było okropne. Wiedziałam, że właśnie straciłam swoją szansę na bycie z nim, że Marc Bartra odszedł z mojego życia na zawsze. Pieczenie w klatce piersiowej, niemoc i ból psychiczny rozsadzały mnie od środka, ale nie umiałam z tym nic zrobić. Pewnie i tak chciał oznajmić, że czas powiedzieć o wszystkim Is, bo cały czas ma nadzieję, iż ta mu wybaczy. Śmieszne, mieć nadzieję...
Powoli weszłam do salonu. Poprawiłam włosy, by nie zasłaniały mojej twarzy i zamarłam. Na kanapie siedziała Monrovie z ponurym wyrazem twarzy. Czyżby piłkarz o wszystkim jej powiedział? Przełknęłam ślinę.
- Coś się stało? - spytałam siadając obok niej. Nie dziwił mnie fakt, że dostała się do środka. Od dawna miała klucze do mojego mieszkania.
- Prosto z mostu, czy owijać w bawełnę?
Już wiedziałam, że chodzi o coś poważnego. To pytanie w jej ustach zwiastowało prawdziwą bombę wybuchową.
- Wal, nie mam siły na domyślanie się.
- Jakieś wydarzenie? - spytała z cieniem uśmiechu. Pewnie miała nadzieję, że przynajmniej mi przytrafiło się coś pozytywnego.
- Nic ciekawego, grałam w piłkę z Sergim.
- Faktycznie standard - zaśmiała się delikatnie.
- Miałaś nie owijać, tylko gadać! - rozpromieniłam się lekko. Cała Is, robi zupełnie coś innego, niż postanowiła.
- Okej, skoro tego chcesz - jej mina znów przybrała ponury wyraz, co zdecydowanie do niej nie pasowało. - Myślę, że on mnie zdradza.
Gdybym miała w ręce szklankę, z całą pewnością potłukłaby się właśnie w drobny mak. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł moje ciało tak nagle, że aż się wzdrygnęłam. Skąd ona doszła do takich podejrzeń? I, co najważniejsze, czy wie, że to ja jestem... Nie chciało mi to przejść przez myśl.
- Skąd taki wniosek?
- Wraca późno do domu, cały czas pisze z Martinem, zamyka się w sypialni, wczoraj w nocy nawet przetransportował się na kanapę mówiąc, że jest mu niewygodnie. Do tego nie przytula mnie, nie całuje, nie wspominając już o seksie. Dianna, o co innego mogłoby chodzić?
Widziałam łzy w jej oczach, ale nie miałam odwagi jej przytulić. Powinnam ją pocieszyć, a tymczasem w mojej głowie chodził jedynie fakt, że jest znakomitym detektywem. Od razu domyśliła się, o co chodzi. Ale skąd takie zachowanie Bartry?
- Nie wiem, może ma gorszy okres, cięższe treningi...
- W takim razie dlaczego spał na kanapie? - przerwała mi momentalnie, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
Myślałam, że rozpadnę się na kawałki. Co ja wyrabiałam?! Powinnam się przyznać, przepraszać ją na kolanach i błagać o wybaczenie! A tymczasem łgałam prosto w oczy blondynki, mojej przyjaciółki, jak ostatni tchórz.
- Myślisz, że jest ich wiele?
To pytanie uderzyło we mnie jeszcze bardziej. Możliwe, iż nie byłam jedyna? Nie, nie wierzyłam w to. Ale... facet to facet, potrafi zaskoczyć w każdym aspekcie. I właśnie zapragnęłam rozpłakać się niczym dziecko zostawiane przez rodziców w przedszkolu, tupać nogą w podłogę i ryczeć. Nic więcej.
- Nie było ani jednej - głos mi się łamał.
- Jesteś tego pewna?
Wzięłam głęboki oddech, by dodać sobie odwagi.
- Zdecydowanie.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Miałam szczerą nadzieję, że ona ich nie zauważa.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Miałam szczerą nadzieję, że ona ich nie zauważa.
- A mogę zostać u Ciebie do wieczora? Jakoś nie chcę go oglądać - położyła dłoń na moim udzie, przez co poczułam się jeszcze gorzej. Wręcz fatalnie.
- Jasne, ile tylko chcesz.
Automatycznie pociągnęłam nosem, ale szybko się zaśmiałam, by zamaskować własną nieuwagę.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie - szepnęła Is, po czym mocno mnie przytuliła.
Nigdy nie czułam się równie źle. W życiu nie miałam takiej potrzeby wypłakania się, wyżalenia drugiej osobie. Ale musiałam się trzymać i kiedy tylko blondynka udała się do łazienki, złapałam za telefon z pewnym zamiarem.
Do: Marc
Chyba jednak powinniśmy porozmawiać. Kiedy masz czas?
Chyba jednak powinniśmy porozmawiać. Kiedy masz czas?
Nawet nie czekałam na odpowiedź, w tej chwili pewnie biegał po murawie ośrodka szkoleniowego w tym swoim różowym stroju, szczęśliwy, zadowolony i roześmiany. W przeciwieństwie do jego narzeczonej. I mnie. Ale ja się w tym wszystkim liczyłam akurat najmniej...
_______________
Czy tylko ja mam taki problem z bloggerem? Przez trzy godziny żadna związana z nim strona nie chciała mi się otworzyć. Porażka... Ale jest rozdział! ;)
Podoba mi się tak sobie, bo pisałam go wczoraj w sumie na szybko. Teraz go czytałam dwa razy, ale nie umiem tego poprawić. Trudno, jest jak jest. W każdym bądź razie chyba idę w dobrą stronę z tym opowiadaniem. I najważniejsze pytanie: Nie macie takiego wrażenia, że tutaj nic nie trzyma się kupy? Jeśli tak, powiedzcie, postaram się zupełnie zmienić dalszą fabułę;)
A teraz całuję i czekam na opinie;**
_______________
Czy tylko ja mam taki problem z bloggerem? Przez trzy godziny żadna związana z nim strona nie chciała mi się otworzyć. Porażka... Ale jest rozdział! ;)
Podoba mi się tak sobie, bo pisałam go wczoraj w sumie na szybko. Teraz go czytałam dwa razy, ale nie umiem tego poprawić. Trudno, jest jak jest. W każdym bądź razie chyba idę w dobrą stronę z tym opowiadaniem. I najważniejsze pytanie: Nie macie takiego wrażenia, że tutaj nic nie trzyma się kupy? Jeśli tak, powiedzcie, postaram się zupełnie zmienić dalszą fabułę;)
A teraz całuję i czekam na opinie;**